niedziela, 11 listopada 2012

II cześć opowiadania.

Jesteś zachwycony pierwszą częścią powiadania "New Life"? Jeśli tak, to zapraszam do przeczytania drugiej, która znajduje się tutaj: 

New Section In Life


Ninja.






sobota, 3 listopada 2012

Epilog

Dziewczyna podśpiewywała sobie pod nosem, przyglądając się jak chłopak naprawia półkę.Odłożył narzędzia na bok i wstał, z rękoma założonymi na biodrach.
-Idę do toalety. - Li posłał Elizabeth uśmiech i wyszedł z pokoju.
Wiewiórka upewniła się,że dotarł do łazienki i szybko wyciągnęła telefon, siadając na swoim miejscu.
"Daj jeszcze nam cztery godziny ~Niall"
Przeklęła w duchu i odłożyła telefon. Liam powrócił do pokoju,, a Elizabeth zaśmiała się głośno, na jego widok.
-Co? - spytał rozkojarzony, nie mając pojęcia o co jej chodzi.
-Masz.. - próbowała opanować śmiech, ale jej to nie wychodziło. - Rozpięty rozporek! - wydusiła z siebie.
Chłopak szybko go zapiął i sam przy tym się zaśmiał.
-Przy okazji, fajne bokserki... w strusie. - znów wybuchła nie opanowanym śmiechem, zasłaniając twarz dłońmi.
-Och.. - kucnął, aby kontynuować naprawę pułki. - A chociaż podobały Ci się?
-Bardzoo.. - uśmiechnęła się szeroko.


W tym pokoju nikt nie siedział. Niall z Louis'em przynosili rzeczy, Harry gotował w kuchni, a Eleanor zajmowała się przystrojeniem salonu. Zayn'a tutaj nie było, chłopak pewnie o tej porze jeszcze śpi i szybko się nie obudzi, a Lucy nie ma tu śladu. Nie ma zamiaru przyjść tutaj szybciej niż na ustaloną godzinę.

-Uważaj! - krzyknął Louis na blondyna.
-A co robię?! - warknął do niego.
Brunetka odstąpiła od balonów i wyszła, aby zobaczyć co oni robią. Nieśli duży, dwu piętrowy tort o smaku śmietankowo-tofikowym., na samym jego czubku, były wbite dwie świeczki, w kształcie liter "1" i "9". Niall'owi na jego widok, oczy się świeciły, przy czym nie skupiał się na jego niesieniu.
-Kładziemy.. - oznajmił dwudziestolatek, szykując się do postawienia do na stole.
-Mogę zjeść kawałek? - spytał błagalnie Horan.
-Nie! - wrzasnął Harry, wychodząc z kuchni. - Jak będzie on wyglądał, gdy go potniesz?! - spytał, zawieszając na barku szmatkę. - Jest piękny.. i taki ma zostać! Za kilka godzin go zjesz! A czym prędzej tu ogarniecie, tym prędzej...
-Zjem go.. - rozmarzył się głodomor.


-Zrobione. - oznajmił, siadając koło niej.

Dziewczyna zastanowiła się przez chwilkę, lekko się uśmiechając. Półka była jak nowa jak wtedy, kiedy ją zakupiła, do nowego pokoju. Z ciemnego drewna, z kremowymi uchwytami..
-Dziękuję. - posłała mu ciepły uśmiech. - Może jesteś głodny?
-Bardzo.. - zaśmiał się, odchylił się do tyłu i rozłożył się na jej ogromnym łóżku.
-To chodź zrobimy coś w kuchni..
-Możemy iść do restauracji, będzie szybciej. - zaproponował, idąc za nią.
-Nie! - odpowiedziała szybko. -Tutaj będzie zdrowiej.. - czując wibracje w telefonie, wyjęła go i odczytała wiadomość.
"Daj nam jeszcze dwie godziny ~ Niall"

Zrobili spaghetti, nałożyli je sobie na talerze i razem usiedli przy stole.

-Liam.. jesteś genialnym kucharzem. - powiedziała, zajadając się daniem.
-Sam tego nie robiłem - przypomniał jej -Ale.. gdybyś posmakowała jak to robi Harry.. - zrobił minę jakby przed chwilą, wgryzał się w soczyste, słodkie jabłko, oblizując po tym usta.
Dziewczyna zaśmiała się, nabierając na widelec makaron.
-Jakoś wyczuwam, że niedługo będzie miał niespodziewanego gościa. - uśmiechnęła się, dalej zajadąc się pychotą.
Zjedli, po czym umyli po sobie sztućce i talerze. Elizabeth spojrzała na zegarek i widząc tą godzinę, powiedziała:
-Ja się tylko przebiorę i odprowadzę Cię do domu, bo i tak będę się nudzić. - oznajmiła mu, z uśmiechem i weszła do swojego pokoju.
Zrzuciła z siebie ubrania, założyła koronkową sukienkę, koloru karmelowego, zwykłe adidasy, ponieważ u przyjaciela zmieni je sobie na bardziej eleganckie. Włosy jeszcze raz rozczesała i pozostawiła rozpuszczone. Nałożyła na to czarny, jesienny płaszcz, aby Payne nie zorientował się, że coś jest nie tak. Zapięła wszystkie guziczki i wyszła do blondyna.
-Już. - powiedziała z uśmiechem i razem wyszli z domu.


Wszyscy biegali jak szaleni, aby wszystko było gotowe na przyjście jubilata. Każdy miał w dłoniach konfetti i prezent blisko siebie. W kominku palił się ogień, był cały ozdobiony urodzinowymi dekoracjami. W domu panowała cisza, gdy ktoś odkluczył drzwi i wszedł do domu.

-Chodź mam dobre ciasto. - oznajmił Li, zapraszając ją do domu.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i weszła za chłopakiem. Powolnymi ruchami odwiązywała apaszkę z szyi, gdy coś spadło i rozbiło się o drewnianą podłogę.
-Co to? - spytał rozkojarzony Payne, stojąc w miejscu.
-Pewnie mysz. - powiedziała, dalej z uśmiechem na twarzy.
Liam stanął w salonie, rozejrzał się po nim i widząc balony, wstążki i smakołyki uśmiechnął się szeroko.
-Wszystkiego Najlepszego! - krzyknęli wszyscy razem, wyskakując zza mebli.
Lubilat klasnął w dłonie ze szczęścia, śmiejąc się przy tym.
-Sto lat, sto lat...! - zaczął Niall, który szczerzył się od ucha do ucha.

Lucy uśmiechnęła się do Matt’a i chwyciła go pod ramię, zanim doszli do domu Liam’a. Przez okno było widać Elizabeth tańczącą z Liam’em, Niall’a, który jadł ciasto i… Zayn’a. Nagle Lucy zatrzymała się, przy czym szarpnęła mocno chłopaka. 


-Coś się stało? –spytał ją i położył swoją ciepłą dłoń na jej policzku.
Uniósł jej twarz, chwytając ją za brodę, a ona spojrzała  w jego zielone tęczówki.
-Nic, wszystko jest w porządku. –wymusiła kolejny uśmiech. –Chodź tu. –szepnęła i poprawiłam kołnierzyk koszuli, którą miał na sobie, a potem marynarkę, którą zarzucił na nią. –Jesteś gotowy?
-A ty? –spytał, nie odpowiadając jej.
-Oczywiście, to są przecież moi przyjaciele, którzy cały czas na mnie nas czekają, więc chodź. –pociągnęła go za rękę w stronę drzwi, i zapukała, puszczając jego dłoń i przekładając prezent do drugiej ręki.
Po chwili drzwi się otworzyły i dziewczyna zobaczyła bujną czuprynę Harry’ego, który zamiast spojrzeć na nią, utkwił wzrok na Matt’im.
-Cześć, Hazz. –powiedziała, zwracając jego uwagę na sobie.
-Lucy. –wyszeptał jej imię, i przelotnie na nią spojrzał, wzrokiem wracając do chłopaka stojącego tuż obok niej.
-To jest Matt, mój… przyjaciel. –uśmiechnęła się i poczuła na sobie tym razem wściekły wzrok Hazzy.
-Wejdźcie. – otworzył drzwi i przechodząc obok niego, spojrzała na niego pytająco, lecz odwrócił wzrok i zamknął drzwi, gdy tylko oboje weszli do środka, a potem zniknął w pokoju, skąd dochodziła głośna muzyka.
Lucy ściągnęła z siebie czarny płaszcz i odwiesiła go na wieszak. Po czym ruszyła w stronę pokoju, prowadząc za sobą bruneta. Gdy oboje weszli do pokoju, dziewczyna uśmiechnęła się widząc uśmiechniętą kuzynkę i roześmianych przyjaciół, ale gdy jej wzrok utkwił na Zayn’ie, tym razem nie wiedziała co zrobić – ta zawsze, opanowała i odważna, dziewczyna, zaczęła tracić panowanie nad swoim ciałem.
-Cześć, Li. –podeszła do szatyna i wręczyła mu mały, skromny prezent opakowany w złoty ozdobny papier. –Wszystkiego najlepszego. –wymieniła się z nim pocałunkiem w policzek i jeszcze trochę spięta, usiadła tuż obok Matt’a, na kanapie, który podał jej szklankę z napojem. –Dzięki. –odwzajemniła uśmiech, maskując przerażenie, które panowało w jej sercu.
-Co się dzieje? –spytał ją chłopak, który nie raz widział ją już w takim stanie.
-Nic, nic. Baw się, a ja idę do łazienki. –wstała i poprawiła granatową sukienkę, którą miała na sobie. 
–Gdzie jest łazienka? –spytała przechodząc obok Louis’a, który wskazał ręką w stronę długiego korytarza, i wrócił na parkiet razem z Harry’m.
Lucy ruszyła wzdłuż korytarza, w którym unosił się zapach wody kolońskiej Liam’a. Brunetka nie była jeszcze w tym domu i omijając kolejne pomieszczenia, nie była pewna, gdzie powinna wejść. Była zdecydowanie za tym, aby w domach chłopaków, na drzwiach był znaczek ‘WC’, ale to nie od niej zależało. Może gdyby teraz się zgubiła, i nie potrafiła znaleźć drogi powrotnej, ktoś w końcu zdałby sobie sprawę, że jej nie ma i ruszyłby ją poszukać. A gdyby znalazł ją przerażoną, siedzącą w ciemnym kącie jednego z pokoju, zaniepokoiliby się tak bardzo, że bez przymusu umieściliby taki znak na drzwiach? Lucy zaśmiała się z własnej głupoty i oparła się o ścianę, głośno oddychając.
Gdy zamknęła oczy, poczuła czyjś oddech na swojej twarzy. Szybko się ocknęła, i spojrzała na chłopaka stojącego przed nią.
-Nie przywitałaś się ze mną… -powiedział obrażonym tonem, chyba chciał rozluźnić jak najbardziej napiętą atmosferę między nimi.
-Cześć, Zayn.
-Unikasz mnie. –powiedział, nie oczekując, aż ona pierwsza się odezwie.
Podparł się ręką, nachylając nad dziewczyną niepewnie, a na jego twarzy ukazał się tajemniczy, szeroki uśmiech, który kochały miliony dziewcząt na całym świecie, ale w tym momencie nie robił wrażenia na Lucy.
-Gdzie jest łazienka? –spytała, nie panując nad swoim głosem, który teraz drżał jak nigdy przedtem.
-Zgubiłaś się? –zaśmiał się, przypominając sobie sytuację, w której się poznali, było zupełnie tak samo. –Tam. –wskazał ręką na drzwi, niedaleko nich.
Dziewczyna ruszyła w ich stronę i gdy za nimi zniknęła, Zayn stał na korytarzu, myśląc co powinien zrobić. Postanowił zacząć działać, zamiast ciągłego myślenia i ruszył w stronę drzwi, za którymi była Lucy. Wszedł przez nie i zobaczył zapłakaną dziewczynę siedzącą przy umywalce, która nagle zerwała się na nogi.
-Wyjdź. –powiedziała cicho, odkręcając kran. –Wyjdź! –krzyknęła i drżącą dłonią próbowała zakręcił z powrotem kran. Nagle poczuła na niej, czyjąś dłoń i zobaczyła Zayn’a, który w ciszy, pomógł jej uporać się z małym problemem.
-Nie tym razem. –szepnął jej do ucha i odwrócił Lucy w swoją stronę, chwytając ją za nadgarstki. –Powiedz coś. –powiedział widząc, smutek na twarzy dziewczyny. Był na siebie zły, że on był temu wszystkiemu winny.
-Co mam powiedzieć?! –wybuchła i zaszlochała. –Odrzuciłeś mnie, czy to nie wystarczające, aby nic nie mówić? Po prostu milczeć? Ty, tak zdecydowałeś odtrącając mnie.
-Nie chciałem cię zranić… -zaczął, ale ona mu przerwała swoich głośnym śmiechem.
-Nie chciałeś mnie zranić. –powtórzyła jego słowa i przetarła mokre policzki, zimnymi dłońmi. –Właśnie, wtedy to zrobiłeś.
Chciała wyjść, lecz on zagrodził jej drogę, własnym ciałem. Chciała już stamtąd wyjść, uciec. Ale on jej na to nie pozwolił, całkowicie różnił się od Matt’a. Oboje byli opiekuńczy, ale Zayn był wariatem… Był szalony. Zayn zdobywał, Matt oswajał. Matt był cichy i ustępliwy, Zayn – zawzięty i głośny. Może teraz Lucy wolała, mieć coś nad czym nie potrafiła panować, może wolała, żeby ktoś panował nad nią. Może miała dość spokoju.
-Lucy, ja… -zaczął, ale spłoszył się, gdy na niego spojrzała. Jego karmelowe oczy, były pełne smutku i pokory, nie chciał jej nigdy zranić. –Przepraszam, nie chciałem cię zranić. Chciałem, abyśmy razem czerpali z naszego pierwszego razu przyjemność. Żebyśmy oboje to pamiętali. Nie chciałem, abyś się obudziła, i pamiętała jak przez mgłę, pocałunki, którymi obdarowałbym twoje ciało i słowa, które miałyby wtedy pozostać tylko między nami. Chciałem, tylko…
-Zamknij się.
-Co? –spytał niepewnie i ujrzał uśmiech pojawiający się na jej twarzy.
-Zamknij się i mnie pocałuj.
Patrzał na nią przez chwilę, nie będąc pewny, czy aby dobrze usłyszał. Tymczasem Lucy się niecierpliwiła i dłużej nie czekając, sama wzięła owoc, na który zbyt długo czekała.


Ciąg dalszy
nastąpi...
____________________________________________________________________
Kilka słów od autorki:
Więc to już koniec pierwszej części opowiadania "New Life". Tak trochę dziwnie jest mi to pisać.. Ale wspaniale było mi "stworzenie" tak cudownej dla mnie opowieści. Może jeszcze nie wiecie.. ale mam zamiar to teraz powiedzieć każdemu - dwie główne bohaterki (Lucy i Elizabeth) to postacie prawdziwe, istniejące w Waszym, moim życiu. Są to osoby bardzo dobrze mi znane, a jedną z nich nawet kocham, bardzo. Szczerze mówiąc, to co druga postać w tym opowiadaniu jest prawdziwa. Tylko nieliczną są moją wyobraźnią. 
Chciałam Wam serdecznie, po raz kolejny podziękować - za to, że jesteście przy mnie, nie fizycznie, ale duchowo. Kocham wiele ludzi.. i jesteście nimi Wy. Wszyscy, którzy czytają to co piszę, piszę do Was. Piszę o moich marzeniach.. a częściowo to są moje sny. Tak, wiem .. śmieszne. Na przykład.. moja nazwa "Ninja" wzięła się ze snu..bardzo śmiesznego. Pojechałam do jakiejś tajnej świątyni, gdzie trenowali młodych Ninja.. i był tam taki seksowny Koreańczyk. Oczywiście nie był tak seksowny jak Louis, Niall, Zayn, Liam czy Harry.. ale był przystojny.
Trochę się rozpisałam.. przynajmniej dowiecie się coś więcej o mnie. 
---------------
Szczegóły dotyczące nowej części dodam już wkrótce.

Zboczona Ninja.










czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział XXX

Kuzynki chodziły pomiędzy regałami, szukając rzeczy na przygotowanie kolacji. Lucy czuła się beznadziejnie -  najpierw ta wizyta Harry'ego, a teraz ona - Elizabeth, która mówiła jej cały czas to samo.
-No proszę... - dalej ją męczyła.
Brunetka przewróciła oczami i włożyła do koszyka sos mięsny, którego i tak nie będzie jadła.
-Lucy.. - zaczęła znowu. - No proszę...zrób to dla mnie. - uśmiechnęła się zachęcająco.
-On tam będzie.. - powiedziała cicho.
-Będzie. Ale co Cię to obchodzi? Idź.. - chciała kontynuować, ale kuzynka jej przerwała.
-Może, dlatego, że mi głupio?! - warknęła pod nosem.
Wiewiórka posłała jej pytające spojrzenie, krzywiąc się lekko przy tym.
-Jaką głupotę palnęłaś? - spytała, biorąc od niej koszyk.
-Żadną..
-Lucy! Nie kłam.. - pogroziła jej palcem. - Wiesz, że tego nie lubię, nie lubię, kiedy ktoś jest ze mną nie szczery.
-Odrzucił moje zaproszenie do łóżka! - wydusiła. - Pasuje?!
Osiemnastolatka dalej patrzała na Lucy, ale tym razem inaczej. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że ona żartuje, ale Elizabeth wiedziała, kiedy jej najbliższa kuzynka mówi prawdę.
-No, ale jak...przecież się całowaliście, to mówi coś.. że miał na Ciebie ochotę. - tłumaczyła, dalej nie wiedząc wszystkiego.
-Skończmy temat. - dziewiętnastolatka wzięła makaron i poszła dalej, wzdłuż wysokich półek.


Kilka dni później



Na niebie znajdowało się kilka chmur, z których za raz mógł lunąć deszcz, ale Londyńczyków to nie obchodziło, oni są do tego najzwyczajniej przyzwyczajeni.

Elizabeth wyszła z kiosku, odwinęła batonik i wzięła gryz, wkładając portfel do torebki. Jej telefon właśnie zadzwonił, więc wyjęła do i odebrała połączenie.
-Cześć Eli. - zaśmiał się blondynek. - Gdzie jesteś?
-Cześć, właśnie wracam do domu. - uśmiechnęła się lekko.
-Musisz mi pomóc. - oznajmił jej. - Czekam… - powiedział i rozłączył się.


Weszli do mieszkania. Najpierw dziewczyna pomyślała, że to apartament wysokiej klasy, ale się myliła. Prawda te mieszkanie było wysokiej klasy, ale należało do Matt'a. Skórzana kanapa, telewizor z pięćdziesięcioma calami, dębowe drzwi, do każdego pomieszczenia.

-Wow... - powiedziała zdziwiona, dalej rozglądając się po domu.
-Chcesz coś do picia? - spytał, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Nigdy nie podejrzewała, że jej były będzie miał taki dom, a jak ma się taki dom, to również kasę. Prawda Matt jest oszczędny i potrafi zainwestować w to, na czym mu zależy, ale nigdy nie sądziła, że osiągnie coś takiego.
-Soku. - powiedziała cicho.
Usiadła na kanapę, a on za raz przysiadł się koło niej, z dwoma szklankami.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego, biorąc od niego sok, którego upiła łyk.- Ładnie tu masz…
-Też mi się podoba. - zaśmiał się cicho.
-Widać, że dobrze Ci się powodzi. - dodała, dalej z lekki uśmiechem.
-Nie narzekam.. a jak u Ciebie? Nawet nic nie mówisz..
-Dobrze, jakoś czas szybko leci w tym wielkim Londynie. - zaśmiała się.
Przyjrzał się jej i pokręcił przecząco głową.
-Mnie nie oszukasz. - pomachał jej palcem przed nosem.
-Czemu, każdy myśli, że ze mną jest coś nie tak?! - wstała i odeszła kilka kroków, wpatrując się w duży obraz na ścianie.
-Po prostu dobrze Cię znam, Lucy. - stanął za nią. - Te dwa lata związku nie poszły na marne. 
Zaśmiała się cicho.
-Zmieniłam się…
-Ale ta cecha pozostanie w tobie na zawsze. - szepnął jej do ucha.
Odwróciła się do niego przodem i poklepała go po ramieniu.
-Matthew, Matthew. I znów się mylisz.


Niall zauważając Elizabeth, uśmiechnął się lekko, oparty o samochód.

-Cześć. - powiedziała jeszcze raz, przystając koło niego.
-Mam. - tajemniczo uśmiechnął się, co w jego wykonaniu było śmieszne.
Posłała mu pytające spojrzenie, a ten zaśmiał się.
-Jedzenie, picie... a po tort pojedziemy jutro z rana. Otworzył bagażnik, w którym znajdowało się pełno alkoholu i sterta jedzenia.
-On nie pije. - przypomniała mu.
-Ale jego goście tak.
Zaśmiała się i przyglądała się przyjacielowi jak zamyka bagażnik. Weszli po schodach na górę, chłopak usiadł wygodnie na kanapie, a ona poszła do swojego pokoju odłożyć rzeczy.
-I co wymyśliłaś? - spytał zaciekawiony.
-Chciałbyś wiedzieć. - wystawiła mu język, odwijając apaszkę z szyi. - Powiem Ci tylko, że Liam w swoje urodziny grafik będzie miał zajęty od piątej nad ranem. - zaśmiała się złowieszczo. - Biedaczek.


Siedzieli na kanapie, wspominali, śmieli się. Lucy dziwnie się czuła, bo to właśnie dzisiaj po raz pierwszy powrócili do swojego związku, który zakończyli kilka miesięcy temu. Śmieli się z siebie, jakimi głupkami byli i nadal są.

Dziewczyna zaśmiała się, zerkając na zegarek.
-My tu gadu gadu, a ja muszę już iść. - skrzywiła się, podnosząc się z miejsca.
-Odprowadzić Cię? - spytał i również wstał idąc za nią do drzwi.
Uśmiechnęła się lekko i kiwnęła twierdząco głową.
-Dobrze.


Następnego dnia - 29 sierpnia.



Na trawie rosa, słońce wystawało zza horyzontu, a chłopak czekał na przyjaciółkę, tak długo, że myślał, że zaśnie. Osiemnastolatka zbiegła po schodach i popchnęła drzwi.

-Cześć. - wydusiła naburmuszona, nie patrząc na niego.
-Hej. - powiedział niepewnie i pobiegł za nią. - Coś się stało?
-Zepsułam swoją ulubioną półkę… jest w kilkunastu kawałeczkach. - udawała zrozpaczona, przecierając dłonią czoło.
-Jak ty to zrobiłaś? - zaśmiał się cicho, dalej biegnąc za nią.
Wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko, tak, aby tego nie widział.
-Postawiłam na nią kubek, a ona się tak po prostu rozpadła. - skłamała. - Pomógłbyś mi ją naprawić, dzisiaj? - odwróciła się do niego. – Proszę…

____________________________________________________________________

Przepraszam za to, że zaniedbuję tak ten blog. Bardzo, bardzo przepraszam. Po prostu nie mam czasu, cały czas coś. Więc będę ściskała pośladki i jak najszybciej dla Was pisała! Tak, tak ..ale dziękuję Wam, za to, że cały czas wchodzicie na tego bloga i zerkacie czy jest nowy rozdział. 
Kocham Was, Ninja.

P.S. - Kocham tą animacje! Kiedy patrzę mu w oczy, to się rozpływam! You. My bed. Now! 

piątek, 26 października 2012

Rozdział XXIX

Dziewczyny siedziały razem, przed kominkiem, wpatrując się w palące drewno. Lucy piła kawę, a Elizabeth czarną herbatę. Za oknem już było ciemno, a one po długiej podróży były zmęczone.
-Wiesz, co...? - zaczęła Wiewiórka.
Brunetka posłała jej pytające spojrzenie, a ona kontynuowała:
-Nieomal co pocałowałam się z Nathan'em. - wyznała jej.
-Że co?! - przekręciła się na fotelu, tak, aby widzieć ją całą. - Przecież ty miałaś, być  ...! - walnęła się otwartą dłonią w czoło.
-Tak, wiem.. jestem głupia. - powiedziała cicho, dalej wpatrując się w ogień.
Drzwi szybko się otworzyły, a zza nich wyszedł dwudziestolatek z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Dziewczyny! - krzyknął, w podskokach idąc do nich. - Jak ja Was dawno nie widziałem. - mówił ze śmiechem, po kolei się z nimi witając.
-Jak tam zlot "miłośników muszek"? - spytała, wskazując, aby usiadł na pufie koło niej.
-Dobrze, dobrze. - dalej z szerokim uśmiechem, poprawił ubranie i usiadł. - Poznałem takiego fajnego chłopaka. - machnął dłonią.


Następnego dnia


Osiemnastolatka nuciła sobie pod nosem, stojąc na drabinie, pomiędzy regałami i układając książka.

-Elizabeth.. - Maria stanęła, widząc pracownicę. -Jak skończysz, to na zapleczu stoi kilka kartonów z książkami. - uśmiechnęła się zachęcająco.
-Dobrze. - odwzajemniła jej uśmiech i powróciła do swoich zajęć.
Kiedy już to zrobiła, poszła po kilka kartonów i weszła w odpowiedni ciąg półek. Po księgarni kręciło się pełno uczniów, szukających podręczników do szkoły. Dziewczyna weszła po schodkach na drabinę i układała książki.
-Buch! - ktoś położył dłonie na jej biodrach, przestraszając ją.
Odwróciła się do tyłu, a na widok blondyna uśmiechnęła się szeroko.
-Wystraszyłeś mnie. - powiedziała, pozwalając, aby pomógł jej zejść.
-Cześć - cmoknął ją w policzek.
-Cześć, cześć.. co ty tu robisz? - wzięła kolejne podręczniki i odłożyła je na miejsce.
-Przechodziłem obok i pomyślałem o tobie. - oznajmił, uśmiechając się.
Elizabeth zerknęła na zegarek na nadgarstku.
-Liam daj mi pięć minut, potem będę miała przerwę na lunch, będziemy mogli gdzieś iść i coś zjeść. - powiedziała, wciskając ostatnie książki pomiędzy inne.


Nie wiedziała, czemu to robi, może, dlatego, że się nudzi? Nie ma tutaj wielu znajomych? Po prostu się zgodziła. Szli razem chodnikiem,  śmiejąc się i rozmawiając. 

-Gdzie chcesz mnie zabrać - spytała, z lekkim uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnął się szeroko, złapał ją za rękę i spojrzał na nią.
-Chodź. - cmoknął ją w policzek. - To niedaleko. - dodał i ruszył, a ona za nim.


Chłopak jeszcze raz spojrzał na numer kamienicy. Upewniając się, że to ta odpowiednia, popchnął drzwi i szybkim tempem wbiegł na drugie piętro. Zapukał, ale nie dostając odpowiedzi, zrobił to jeszcze raz.

-A pan, do kogo? - spytał dwudziestolatek za nim.
Odwrócił się i widząc młodego chłopaka, opartego o framugę drzwi, uśmiechnął się lekko.
-Do Lucy Wig...Wigmore. - oznajmił. - Mieszka tu, prawda?
Chłopak uśmiechnął się, podszedł do niego i wyciągnął dłoń.
-Tak, mieszka. - zaśmiał się. - Jestem Andrew Forster, jej przyjaciel.
-Harry Styles. - Lokaty uśmiechnął się do niego.
-Wyszła jakieś półgodziny temu. - dodał Adrew. - Przekazać jej coś? - dopytywał.
-Nie, nie trzeba.
-Za dwie-trzy godziny powinna być. - oznajmił.
-Dzięki, ja już jadę. - mówił, schodząc po schodach. - Miło było poznać!


Elizabeth wzięła łyk herbaty, popijając kęs bułki z szynką, którą sama przyszykowała. Chłopak podparł głowę dłońmi i przyglądał się przyjaciółce. Wybrali jeden z najmniej odwiedzanych lokalów, aby nikt Liam'a nie "nawiedzał". Payne dalej się w nią wpatrywał, a ona jadła kanapkę jak dzikie zwierzę - zawsze lubiła jeść, spojrzała na niego z lekkim uśmieszkiem.

-Co? - spytała zauważając jego spojrzenie, przy czym zarumieniła się lekko.
-Trochę się ubrudziłaś. - zaśmiał się lekko.
-Och. - wytarła się chusteczką, śmiejąc się przy tym.
Siedzieli tak, śmiejąc się i rozmawiając, przerwa Elizabeth się już kończyła, więc wzięli swoje rzeczy i skierowali się w stronę księgarni.
-Liam..
-Tak? - spytał, spoglądając na nią.
-Oferta wspólnego biegania dalej aktualna? - uśmiechnęła się lekko, poprawiając torebkę.
-Z rana, o piątej. - przypomniał jej.
-Dziękuję. - cmoknęła go w policzek. - Do zobaczenia. - pomachała mu, kiedy byli już przed drzwiami.


Kilka godzin później


Dziewczyna posłodziła kawę. Nalała do niej nieco mleka i postawiła szklankę na stół. Wróciła po łyżeczkę, tańcząc i próbując zrobić, chociaż jeden krok jak Michael Jackson. 
-Już! - krzyknęła, słysząc, że ktoś puka.
Podeszła do drzwi i je otworzyła. Spojrzała na Harry'ego, lekko zdziwiona jego wizytą. Niepewnie przywitała się z nim.
-Cześć. - odpowiedział Styles. - Mogę wejść?
-Tak, proszę. - brunetka wpuściła go do mieszkania. - Kawy, herbaty..?
-Nie, dzięki. - uśmiechnął się lekko. - Przyszedłem tutaj, aby porozmawiać o tobie i Zayn'ie.
Dziewczyna zaśmiała się w duchu i wskazała mu miejsce na przeciwko siebie.

____________________________________________________________________

Przepraszam bardzo, bardzo mocno, że są takie długie przerwy pomiędzy rozdziałami. Przepraszam. Ta szkoła mnie zabija, z resztą za pewne nie tylko mnie. Chciałabym podziękować za te piękne 5 tysięcy odwiedzin! To naprawdę dla mnie dużo znaczy, że jesteście przy mnie i mnie wspieracie.

Chciałabym Was poprosić, aby każdy czytający ten rozdział, napisał komentarz. Chcę wiedzieć ile Was jest. Jeśli nie masz tutaj konta, możesz dodać komentarz jako "anonim". Dziękuję, każdemu który tak zrobił.


Kocham Was! 

Ninja.






niedziela, 21 października 2012

Rozdział XXVIII

Lucy podśpiewywała sobie pod nosem, wkładając do torby kilka ostatnich rzeczy. Zasunęła zamek i rozejrzała się po pokoju, czy na pewno wszystko zabrała. Uśmiechnęła się lekko i siadła na kanapie. Włączyła telewizor i spojrzała w telefon.
"Jeśli przyjedziesz, daj znać - Matthew" 
Zaśmiała się lekko i odłożyła telefon do kieszeni.
-Wiadomość z ostatniej chwili! - głos młodej prezenterki, odbiegł z głośnika telewizora. - Liam Payne, z zespołu One Direction rozstał się ze swoją dziewczyną Danielle Peazer. Powody nie są nam znane. Więcej informacji już wkrótce... 
Lucy zrobiła dziwną minę, A to dupa, nic mi nie powiedziała, pomyślała, mając na myśli Elizabeth. 
-Pojechała już? - spytał Josh, wchodząc do mieszkania.
-Jestem! - krzyknęła, patrząc w stronę drzwi.
-I po co tak krzyczysz? - spytał z lekkim uśmieszkiem na twarzy, ucałował ją w policzek na powitanie.
-A gdzie Kathy? 
-Za raz przyjdzie. - oznajmił jej.
Do mieszkania ktoś wszedł. Szczupła, wysoka dziewczyna stanęła w pokoju, uśmiechając się szeroko do Lucy.
-Cześć. - usiadła koło niej, a kiedy Josh wyszedł z pokoju, wyjęła ładną małą torebeczkę upominkową. - Proszę. - z uśmiechem, położyła ją na kolanach dziewiętnastolatki.
-Co to?
-Sprawdź. - powiedziała cicho, a na jej twarzy dalej gościł szeroki uśmiech.
Zajrzała ostrożnie do torebeczki i wyjęła z niej gruby, czerwony sweterek.
-Dziękuję. - cmoknęła Kathy w policzek.
-Przyda Ci się zmarzluchu. - posłała jej ciepły uśmiech i przytuliła do siebie.


-Jak ty w ogóle mogłaś to zrobić?! - wrzasnął zdenerwowany Louis.

-Nie ma nic w tym złego. - tłumaczyła.
-Eleanor! - krzyknął, tak, aby spojrzała na niego. - To jest jego prywatna sprawa! Gdyby chciał sam ogłosiłby to światu! Na pewno jest mu trudno, a przez Ciebie będzie miał jeszcze media teraz na głowie.
-Jejku.. napisałam tylko do gazet, że nie jest z Danielle, a ty robisz taką aferę. - pokręciła przecząco głową.
-To tak jakby ktoś pisał do nich za każdym razem kiedy idziemy do łóżka. Chciałabyś, aby byli z nami nawet w takich chwilach? - spytał.
Wzruszyła ramionami, pijąc kawę.
-Nie Eleanor, tego jest za dużo! - wziął bluzkę i założył ją na siebie. - Jadę do Liam'a i wszystko mu powiem! - trzasnął drzwiami, dalej zdenerwowany zachowaniem swojej dziewczyny.
Po dwudziestu minutach jazdy samochodem, podjechał pod dom przyjaciela. Na trawniku było już pełno zdesperowanych fanek, oraz kilku paparazzi. Przewrócił oczami i próbował wjechać na podjazd. Zatrąbił kilka razy, aby fanki zeszły mu z drogi, a kiedy już to zrobiły, mógł zgasić silnik. Z trudem otworzył drzwi. Wyszedł z samochodu, poprawił bluzkę i przedarł się pod drzwi. Zapukał do nich, i słysząc jak zamek się otwiera, popchnął je.
-Żyjesz. - Liam powiedział z gratulacją dla Tomlinsona.
-Wszystko dobrze? - spytał opiekuńczo, nie widząc uśmiechu na jego twarzy, który zawsze tam gościł.
Chłopak nie odpowiedział, ten mu się nie dziwił. Poszli razem do salonu, usiedli na kanapie i usłyszeli tylko rozwścieczone fanki.
-Jak z Danielle?
-Dzisiaj wróciła do Nowego Yorku. - odpowiedział, a po dłuższej chwili dodał niepewnie. - Liam chciałem Ci coś powiedzieć...
Zastanowił się jak to ująć. Bał się, że Payne się już do niego nie odezwie, bo w końcu, gdyby nie Liam i Danielle wciąż byliby parą.
-Bo to ja i Eleanor.. powiedzieliśmy o tobie i Elizabeth. - wydusił z siebie.
Blondyn spojrzał na niego pytająco, lekko marszcząc brwi.
-Przecież wiesz, że to nie tak...
-Wiem. - odpowiedział krótko. - Ale uwierz, ja tego nie chciałem, nie wiedziałem, że to, aż do tego doprowadzi. - tłumaczył się, zestresowany.
Przetarł twarz dłońmi, dalej nie wierząc w to co usłyszał.
-Louis..
-Przepraszam Liam, wiem, że moje przeprosiny nic nie zmienią..


Czternaście miesięcy  wcześniej, Little Shrong



-Nathan?! - krzyczała roześmiana Elizabeth chowając się za drzewem. - Nathan..

Wychyliła się lekko, nie widząc chłopaka wyszła zza drzewa.
-Nathan? - spytała jeszcze raz. - Kochanie, gdzie jesteś?
Blondyn stanął za nią, nachylił się lekko i szepnął jej do ucha.
-Tutaj jestem..
Dziewczyna podskoczyła gwałtownie i odwróciła się w jego stronę, ze śmiechem.
-Przestraszyłeś mnie... - uśmiechnęła się, bawiąc się kołnierzykiem jego czarnej koszuli.
-Przepraszam. - szepnął uwodzącym głosem. Położył dłonie w jej talii i przyciągnął ją do siebie powoli.
-Kocham Cię. - powiedziała odgarniając kosmyk jego krótkiej grzywki.
-Też Cię kocham. -  pocałował ją lekko w zaróżowione usta.
Stali pomiędzy drzewami owocowymi,  w sadzie u rodziców Nathan'a. Słońce świeciło, a gałęzie drzew rzucały na nich cień.
Odpięła guzik od jego koszuli, a on lekko się uśmiechnął, dalej ją całując. Przyciągnął ją do siebie, jeszcze bliżej, tak, że ich ciała przylegały do siebie.
-Nathan.. - szepnęła, pomiędzy pocałunkami.
-Hm? - mruknął, pozwalając, aby odpięła resztę guzików.
Położyła dłoń na jego torsie i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Jesteś taki... seksowny.- stanęła na palcach i cmoknęła go w usta.
-A ty piękna. - szepnął, dotykając wargami jej warg.
-Dzisiaj.. 
-Tutaj? - zaśmiał się cicho, patrząc na nią roześmiany.
-Nie. - zaśmiała się. - Tam. - wskazała na drzewo na przeciwko ich, na którym stał mały, drewniany domek.
-W domku na drzewie? - znowu się zaśmiał.
-Yhym.. - uśmiechnęła się szeroko patrząc na niego. - Twoich rodziców i brata nie ma, wiec nikt nam nie przeszkodzi.
Pocałował ją jeszcze raz, ale namiętniej.
-Chodź. - złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzewa.
Wspięli się po drabince na górę. Chłopak zamknął drzwi o okiennice, po czym spojrzał na dziewczynę, Powoli podeszła do niego, pocałowała go lekko. Wsunęła ręce pod jego koszulę, po czym zrzuciła ją z niego. 
-Na pewno? - spytał, chcąc się upewnić. Zdjął z niej letnią sukienkę i rzucił ją w kont domku.
-Tak. - powiedziała.
Wziął ją na rękę, położył delikatnie na łóżku i pocałował mocno...


Elizabeth potrząsnęła przecząco głową, wracając do rzeczywistości. Pociąg już się zatrzymywał.

-Stacja Euston. - z głośników odbiegł damski głos.
Osiemnastolatka wzięła swoją torbę, a kiedy drzwi się rozsunęły wyszła na peron w Londynie.

____________________________________________________________________

Przepraszam Was za te 8 dni. Chciałabym, abyście wiedzieli, że nie robię tego bo mi tak się podoba. Po prostu w tygodniu jest nauka, a później moje osobiste problemy. Proszę zrozumcie.

Wasza Ninja.



PS. Kocham tą animacje 



sobota, 13 października 2012

Rozdział XXVII

Lucy siedziała w swoim pokoju, oglądając serial i pijąc kawę. Wyłączyła telewizor i podeszła do swojej walizki. Wyjęła z niej swój ulubiony sweter i założyła go na siebie. Poszła do pokoju obok, gdzie siedziała Amelia, czytając gazetę. 
-Mamuś, idę się przejść. - oznajmiła jej, wciągając buty.
-Dobrze, tylko wróć o ludzkiej porze. - przypomniała jej. - Dzisiaj ma zamiar przyjechać Jos z Kathy. - dodała.
-Ok. - uśmiechnęła się lekko i wyszła z budynku.
Poprawiła chustkę na szyi i skręciła w prawo. Przeszła przez pasy i szła chodnikiem, pomiędzy drzewami. Mijała nielicznych przechodni, którzy w ogóle nie zwracali na nią uwagi. Stanęła przed jednym z domów i uśmiechnęła się lekko. Zapukała do drzwi i czekała, aż ktoś jej otworzy. Odwróciła się tyłem do nich i patrzała na samochody. Nadal wokół panowała cisza, słychać było tylko szum liści, szczekające psy i auta, które przyjeżdżały obok.
Ktoś za nią chrząknął, a ona poskoczyła ze strachu. Odwróciła się i widząc niską brunetkę, o czekoladowych oczach, uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Emily! - krzyknęła, popadając w jej objęcia.
-Lucy.. - przytuliła się do niej mocno.
Stały tak kilka minut w uścisku, a gdy odsunęły się od siebie, spojrzały sobie głęboko w oczy.
-No nie fajnie jak najlepsza przyjaciółka nie odzywa się przez dwa miesiące. - powiedziała brunetka, krzyżując ręce na piersi.
-Och.. przepraszam. - uśmiechnęła się lekko, wysyłając jej buziaka. - Ubieraj się i chodź! - pogoniła ją, klaskając w ręce. - Ja ty czekam, leć się ubierać. - owinęła się jeszcze bardziej swetrem i czekała na przyjaciółkę.
Drzwi po kilku minutach znowu się otworzyły, a zza nich wyszła mała Emily, w grubej bluzie i dresowych, siwych spodniach. Uśmiechnęła się szeroko i dołączyła do Lucy.
-No opowiadaj, jak tam w Londynie. - pośpieszyła ją schodząc po schodkach.
-Fajnie, no wiesz.. nowe znajomości...- machnęła obojętnie ręką.
-Mów co się tam działo. 
-Nic...
-No tak, już zapomniałam, że nic mi nie mówisz. - udała obrażona, patrząc pod nogi.
-Och. - przewróciła oczami. - Poznałyśmy tam takiego Andrew'a... - zaczęła.

-Tych z One Direction?! - dalej nie wierzyła w to co mówi Lucy. Przetarła twarz dłońmi, patrząc osłupiała na nią, z otwartą buzią.
Siedziały na jednej z licznych ławek, przed nimi znajdowało się jezioro, gdzie pływała para łabędzi, a obok stała restauracja.
-Tak, poznałyśmy chłopaków z One Direction. - powtórzyła, ze śmiechem.
-Ale, to, że wy się przyjaźnicie?! - zadała kolejne pytanie.
-Tak. - zaśmiała się jeszcze głośniej.
-Szczęściary...


Chłopak siedział na kanapie, z podkulonymi nogami. W dłoni trzymał kilka kartek i ołówek. Nudziło mu się, a myśl o Lucy kotłowała mu się w głowie. Bo jeśli on miałby stracić kontakt z nią.. już go traci. Jest tego świadom i czuje, że już nic nie może zrobić...
Mimo, że nie widział jej tyle czasu, przynajmniej nie na taką odległość jaką by chciał, pamięta, każdy rys jej twarzy. Te nieliczne piegi na jej policzkach, które widać tylko z bliska, lekko zaokrąglona twarz.. wszystko to zna i kocha. 
-Zayn! - do domu ktoś wbiegł, a po głosie od razu zorientował się, że to Harry.
-Co?! - warknął, wsuwając rysunki pomiędzy gazety.
-Nie, nic. - uśmiechnął się szeroko. - Chciałem się zapytać, czy pamiętasz co jutro jest..?
Mulat posłał mu pytające spojrzenie, siadając.
-Nic, głupolu. - zaśmiał się i poczochrał mu idealnie ułożoną fryzurę.
Zayn zaśmiał się krótko i wstał, kierując się w stronę, małego stoliczka, na którym stało kilka butelek i czystych literatek.
-Chcesz coś do picia? - spytał, nalewając sobie whisky. 
-Pijesz o tej porze?
-Jest trzecia po południu. - powiedział obojętnie, siadając na fotelu.
Przyjrzał mu się dokładnie. Zna go bardzo dobrze i potrafi rozróżnić jego zachowania.
-Dobra nie wypytuję, bo i tak mi nie powiesz. - Hazza odpuścił na starcie, bawiąc się małą poduszką.
-Pokłóciłem się z Lucy, jeśli tak można to nazwać. - odłożył szklankę, nie patrząc na przyjaciela.
-A to wy nie byliście parą? - spytał nie orientując się.
-Nie. - odpowiedział krótko. - I już raczej nie będziemy.
-Ale.. - podrapał się po głowie, z zamysłem. - Ale co się w ogóle do cholery stało?!


Elizabeth wczorajszej nocy spała u siostry - Charlie. Wiele godzin nie spały, oglądały jakiś film, po czym znów dwudziestolatka zadawała jej stertę pytań., dotyczących jej pobytu w Londynie.
-Ale dajesz sobie radę? - spytała jeszcze raz Sara, pijąc kawę.
-Tak, wszystko jest opanowane. - zapewniała ją, biorąc łyk herbaty. 
-A z Lucy się kłócisz?
-Czasami.. - skrzywiła się lekko, przypominając sobie ich ostatnią "sprzeczkę".
-Elizabeth...pojechałyście tam razem, powinnyście się wspierać i tym bardziej nie kłócić  - odłożyła filiżankę, z kawą, na mały drewniany stolik, pomiędzy dwoma fotelami, na których siedziały córka i Sara.
-Tak, wiem mamo. - uśmiechnęła się do niej.
-A poznałaś tam kogoś? Wychodzisz z domu, mam nadzieję. - dalej wypytywała, martwiąc się.
-Tak, poznałam takiego Andrew'a, Libby.. no i już wspominałam o Liam'ie i Niall'u. 
-Tylko tam zajmuj się nauką i pracą, a nie chłopakami! - pogroziła jej.
-Dobrze, dobrze. - zaśmiała się. - Nie mam zamiaru się z nikim wiązać. - uspokoiła ją.
Sara zastanawiała się jakie jeszcze zadać pytanie pełnoletniej córce, ale pukanie do drzwi przerwało jej to.
-Do mnie. - powiedziała Wiewiórka, podnosząc się z fotela i upijając ostatni łyk herbaty.
-Umówiłaś się z Nathan'em? - spytała ciekawa mama.
-Idziemy na spacer. - poprawiła ją, obwiązując szyję chustką i idąc w stronę drzwi.
Otworzyła je, zakładając byty. Uśmiechnęła się do blondyna, a on to odwzajemnił.
-Cześć. - przywitał się, otwierając szerzej drzwi, aby Elizabeth mogła wyjść.
-Hej.
Ucałował ją w policzek. Ich przywitania wyglądały kiedyś całkowicie inaczej...
Poszli na polne drogi, gdzie zawsze się wybierali.
-Miło znów Cię tu widzieć. - uśmiechnął się do niej, nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
-Tak.. mi też. - uśmiechnęła się szeroko.
-Powinnaś przyjeżdżać tutaj częściej, stęskniłem się za tobą. - powiedział cicho, łapiąc ją za rękę i powoli przyciągając ją do siebie.
Spojrzał jej głęboko w oczy, w których widział zmieszanie. Ona czuła się dziwnie, obco. 
Zaśmiał się cicho, machając przecząco głową.
-Lepiej było jak byłaś tutaj, blisko mnie. - kontynuował, mówiąc niskim, uwodzącym tonem głosu.
Spojrzał na jej lekko zaróżowione usta, których tak dawno nie dotykał. Zagryzła lekko dolną wargę, dzieliło ich kilka milimetrów, które oboje chcieli zburzyć. Nachylił się lekko, aby mieć lepszy dostęp do jej ust.
-Nathan.. - powiedziała cicho.
-Tak? - mruknął.
Wycofała się o krok.
-Coś się stało? - spytał, zdziwiony jej reakcją.
-Wszystko się zmieniło, Nathan. Moje uczucia też. - odpowiedziała, spuszczając wzrok.
-Jeszcze wczoraj, pytałaś się czemu nie jesteśmy razem. - przypomniał jej lekko zdenerwowany.

____________________________________________________________________

Znów Was nawiedzam. Chciałam tylko powiedzieć - napisać, że po prawej stronie jest ankieta i proszę , abyście oddawali swój głos. 

Dziękuję, Ninja 









środa, 10 października 2012

Rozdział XXVI

Nareszcie, pomyślała brunetka idąc chodnikiem przed blokiem. Z oddali słyszała śmiech swojej mamy, który słychać było, ponieważ okno w kuchni było otwarte. Znając życie siedzi teraz w kuchni, pijąc kawę, Jack gra w gry komputerowe, a tata...
-Lucy! - krzyknął Garrett, zamykając maskę swojego samochodu.
Dziewczyna odwróciła się, przy czym jej wyprostowane włosy powiewały na wietrze. Mężczyzna ruszył w jej stronę, wycierając brudne dłonie o robocze spodnie. 
-Cześć! - przytuliła się, do niego, kiedy był koło niej.
-No cześć, cześć. - wziął od niej torbę, uśmiechając się do niej. - Chodź, mama czeka.
Razem weszli na pierwsze piętro, nie wiele przy tym rozmawiając. Kiedy byli przed drzwiami, Tofik już zaczął szczekać z radości i drapać, aby otworzyli mu drzwi.
-Tofcio! - krzyknęła uradowana Lucy, kiedy ten skoczył jej na nogi.
Amelia przyszykowała gorącą porcję piersi z kurczaka w kokosowym curry i wyszła na korytarz, aby przywitać się z córką. Uśmiechnęła się szeroko na jej widok.
-Chodź tu. - otworzyła szeroko ramiona.
-Cześć mamuś. - przytuliła się mocno do niej, czując matczyną miłóść, której jej czasami brakowało.


Autobus odjechał i odsłonił jej domy, których od dawna nie widziała. Wiatr lekko dmuchnął i przypomniały jej się wiejskie zapachy. Ruszyła poboczem drogi i po przejściu dwustu metrów stanęła przed domem, koloru jasnego brązu. Weszła na ścieżkę, która otoczona była różnego rodzaju kwiatami. Drzwi się przed nią otworzyły, a zza nich wybiegła Margaret.

-Elizabeth! - krzyknęła szczęśliwa z przyjazdu siostry. Przytuliła się mocno do niej, jakby nie widziała jej kilka lat.
-Cześć. - pogłaskała ją po głowie i wzięła na ręce. - Tęskniłam, ty mój mały pulpeciku. - cmoknęła ją w usta.
-Elizabeth! - krzyknęła szczęśliwa Sara i przytuliła mocno córkę.
Wiewiórka uśmiechnęła się lekko. Tęskniła za rodziną, domem, za wsią, której jak była młodsza nienawidziła.. i nic się nie zmieniło.
-Gdzie tata i Charlie? - spytała, kiedy mama uwolniła ją z uścisku.
-Tata w pracy, a Charlie poszła do sklepu, za raz wróci. - oznajmiła jej, posyłając ciepły uśmiech. W kąciku jej oczu zbierały się łzy szczęścia, zawsze tak reagowała na takie sytuacje.
-Mamuś nie płacz. - Elizabeth przytuliła ją do siebie, opiekuńczo głaszcząc po plecach.
Sara zaśmiała się cicho, wycierając mokre policzki dłonią. 
-Cześć. - zza rogu wyszedł wysoki blondyn, wpatrzony w młodą dziewczynę.
Wiewiórka rozpoznając ten głos, spojrzała na chłopaka, w duchu myśląc zabiję cię mamo.   


Nigdy nie myślał, że to się stanie. Zawsze żył nadzieją, że się zaręczą, wezmą ślub i będą mieli gromadkę dzieci, ale w ostatnim czasie zwątpił w swoje postanowienia. Przez Elizabeth. Przyjechała tu i w między czasie zawróciła mu w głowie, ale to nie jej wina, że Danielle i Liam nie są razem. On jej za to nie obwinia. To jego wina.

-Danielle.. - szepnął jeszcze raz do słuchawki telefonu, nagrywając się na sekretarkę. - Przepraszam. - powiedział cicho, z bólem i żalem w głosie. Nacisnął na czerwony przycisk.
Odłożył telefon na stolik, przetarł twarz dłońmi i westchnął głośno. Dla niego to za dużo, co w ostatnim czasie się wydarzyło. Słysząc pukanie do drzwi, wstał i poszedł je otworzyć.
-Twoje ciuchy są w bagażniku. - powiedziała bez przywitania, odgarniając brązowe włosy z czoła.
-Cześć, Eleanor. - przywitał się z dziewczyną, nakładając buty.
Nie odpowiedziała mu, podeszła do auta, otworzyła bagażnik, w którym było kilka worków z ubraniami.
-Jak Danielle? - spytał niepewnie, podchodząc do niej. Wziął swoje rzeczy i czekał na jej odpowiedz.
-A jak ma się czuć, zdradzona?! - warknęła, trzaskając klapą bagażnika.
-Wiesz dobrze, że tego nie zrobiłem. - szepnął, stawiając worki przy drzwiach.
-Spotykałeś się z nią, spędzaliście dużo czasu razem, spałeś u niej, Liam wszystko mówi za siebie.  - dalej zdenerwowana, wymieniła powody upadku jego związku z Danielle. - A te zdjęcia, gdzie się przytulacie... - wspomniała, wyjmując kopie, z torebki, takie same jak ma jej przyjaciółka.
Wyrwał jej je z dłoni i zaczął się im przyglądać.
-Uśmiechacie się, przytulacie, buziaczki w policzek... Ciekawe co było po tym? - spytała podchwytliwie, unosząc brew do góry, przy czym na jej twarzy gościł chytry uśmieszek.
-Skąd to masz?! - spytał, marszcząc brwi ze zdenerwowania.
-Nie wiem, ktoś to przysłał. - skłamała, zabierając mu je. Wrzuciła je do torby i dodała: - Już nic nie zmienisz. - wsiadła do auta, z piskiem opon odjeżdżając.


Mama Elizabeth już dawno zostawiła ich samych. Siedzieli w kuchni, śmiejąc się i wspominając dawne czasu.

-A kiedy wyjeżdżasz? - dopytywał, pijąc sok.
-W niedziele, popołudniu. - posłała mu uśmiech, siadając na krześle.
-A... - pomyślał przez chwilę, śmiejąc się przy tym. -Pamiętasz jak w zeszłą zimę poszliśmy na sanki? Na tą ogromną górę? - zaśmiał się, przyglądając się jej.
-Tak! - wybuchła śmiechem. -Przygniotłeś mnie i miałam zbity tyłek! Przez tydzień nie mogłam na niego usiąść! 
-Och, przepraszam. - uśmiechnął się olśniewająco.
W tym właśnie uśmiechu zakochała się dwa lata temu Elizabeth...Tych blond włosach, w jego poczuciu humoru.. przy nim nigdy się nie nudziła.
-Wiesz co Nathan? - zaśmiała się krótko, patrząc na niego. - Fajnie było wtedy..
-Tak. - potwierdził. - Byliśmy młodzi, szaleni... nikt nas nie mógł rozłączyć, kochaliśmy się. - wspomniał, uśmiechając się lekko.
-Więc co się stało? Byliśmy idealną parą.
-Elizabeth... - usiadł na krzesełku koło niej i przytulił ją do siebie. -Wszystko co dobre szybko się kończy.


____________________________________________________________________


Cześć, cześć, cześć... to jeszcze raz ja Was tutaj poniżej nawiedzam. Pod ostatnim rozdziałem pisałam Wam o moim twitter'ze, a nie podałam wam go.


Jeśli mielibyście jakieś pytania możecie zadać mi je na moim ask'u.



Jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie. I nie bać mi się !

Ninja.




sobota, 6 października 2012

Rozdział XXV

Tydzień do szkoły, czwartek.

Dziewczyny po zakupach, zaczęły się pakować. Najbliższy weekend mają zamiar spędzić u rodziców, w gronie rodziny. Później nie będą miały okazji ich odwiedzić. Obydwie będą zajęte nauką, a w dodatku Elizabeth pracą. Już uzgodniła ze swoją szefową - cztery dni w tygodniu, od szesnastej do dwudziestej wieczorem będzie siedzieć w księgarni. Nie wie czy da sobie radę, ale ona wierzy. Wierzy w wiele rzeczy... Ona zawsze była inna.

Lucy...dzisiaj jest umówiona z Mattew'em. Nie jest do końca przekonana do tego spotkania, w końcu to jej były chłopak, nie chce, aby jej uczucia do niego się odrodziły. 
-Gdzie idziesz? - spytała Lucy Wiewiórkę, kiedy zakładała trampki.
-Do Liam'a... - odpowiedziała krótko, uśmiechając się lekko.
-Oh, rozumiem... - poruszała znacząco brwiami -Nie śpiesz się. - na jej twarzy widniał uśmiech od ucha do ucha, taki jaki nie gościł u niej od wielu dni.
-Głupek! - rzuciła w nią gazetą i wyszła z mieszkania, z cichym trzaskiem drzwiami.
Na dworze panował chłód, mimo, że trwa jeszcze kalendarzowe lato, które nie daje po sobie znaków. Tego dnia nie było chlapy, a także słońca. Dziewczyna szła chodnikiem, po ulicy jeździły taksówki, ciężarówki i samochody, stare i nowe.
Po piętnastu minutach dziewczyna znalazła się przed domem przyjaciela. Zapukała do drzwi, usłyszała tylko huk.
Chłopak przebudził się, spadając przy tym na podłogę. Na stoliku stały puste szklanki po herbacie i kawie, paczki po ciastkach... Podszedł nieprzytomny do drzwi i uśmiechnął się lekko na widok Elizabeth. Gestem ręki zaprosił ją do środka, a ona rozejrzała się z przerażaniem po mieszkaniu.
-Co się tu stało?! - spytała, idąc do kuchni po worek na śmieci.
Chłopak przeciągnął się, dążąc za jej wzrokiem.
-Nie chciało mi się sprzątać. - powiedział, biorąc od niej worek. Zgarnął wszystkie śmieci ze stolika i wrzucił je do niego.
-Trzeba tu poodkurzać. - oznajmiła, idąc do schowka.
-Zostaw, sam posprzątam! - krzyknął za nią, przewracając oczami.
-Już to widzę. - wróciła, podłączając kabel do kontaktu. - Wyrzuć śmieci, albo jak wolisz włóż naczynia do zmywarki. - uśmiechnęła się, naciskając na przycisk włącz .
Chłopak zrobił to co kazała, poszedł na łatwiznę i wyniósł śmieci. Kiedy wrócił do salonu, on aż świecił. Dziewczyna zdążyła odkurzyć i wytrzeć kurze.
-Szybka jesteś. 
-Proszę. - z uśmiechem na twarzy przewiesiła sobie szmatkę przez ramię. 
-Dzięki. - wymusił uśmiech, unikając kontaktu wzrokowego.
Podeszła bliżej i przyjrzała mu się. Założyła ręce na biodrach, patrząc na niego pytająco.
-Otaczają mnie same smutasy! - zaśmiała się, siadając na kanapę. - No, siadaj i mów co Ci dolega. - poklepała w tapicerkę koło siebie.


Lucy nie miała zamiaru podawać swojego adresu Matt'ewowi. Umówiła się z nim koło Big Ben'a, nareszcie będzie miała okazję  zobaczyć z bliska słynne zabytki. Rozpoznała bruneta od razu. W bluzie i startych dżinsach, w których wyglądał seksownie. Kiedy on też ją dostrzegł, posłała mu uśmiech, machając lekko.
-Cześć. - cmoknął ją w policzek. - Chodź. - złapał ją za rękę i pociągnął, bez większego wyjaśnienia.
Uśmiechnęła się lekko, ruszając za nim. Teraz pożałowała, że tu w ogóle przyszła.
-Tutaj niedaleko jest taka dobra pizzeria. - wytłumaczył, uśmiechając się zachęcająco.


Mulat szedł, z kapturem na głowie, omijając zafascynowanych turystów, którzy podziwiali Londyn wieczorem. Pośród tych ludzi, zauważył ją - Lucy, u boku jakiegoś chłopaka, który trzyma ją za rękę. Zrozumiał, że już wszystko stracone. Przyglądał się im - on szczęśliwy, a ona z lekkim uśmiechem na twarzy i rumieńcem przyglądała mu się. Kiedy weszli do budynku, on zawrócił do domu.
Rzucił kurtkę na kanapę, podszedł do barku i chwycił ciemną butelkę z whisky. Odkręcił korek i wziął dużego łyka, krzywiąc się przy tym.


Elizabeth wyszła z domu przyjaciela, dalej zszokowana. Nie wierzyła w to co się stało. Liam i Danielle byli idealną parą - przynajmniej tak wyglądali na zdjęciach. No właśnie, tak wyglądają w gazetach, Internecie, nikt nie wie jak jest naprawdę.
Powiedział jej tylko "Nie jestem już z Danielle", na resztę jej pytań nie odpowiedział, nie miał siły. Zostałaby jeszcze z nim, ale on tego nie chciał. Nie chciał, aby wracała w mroku...

Następnego dnia

Wiewiórka pożegnała się z szefową i Libby. Wyszła z księgarni i pośpiesznie ruszyła do domu. Lucy już w nim nie było. Godzinę wcześniej pojechała do Wakefield. Elizabeth wzięła prysznic i ubrała na siebie czyste ubrania. Zapach waniliowego mydła w płynie roznosił się po całym domu, a ona wąchała go z ogromną przyjemnością. Wzięła bagaż, pożegnała się ze swoim pokojem, jeszcze raz sprawdziła, czy wszystko pogaszone, a kiedy była upewniona, wyszła z kamienicy. 


____________________________________________________________________

Przepraszam, za tak długą nieobecność. Spróbuję wziąć się w garść i dodawać szybciej rozdziały. Jeszcze raz przepraszam. 

Dziękuję za ogromne CZTERY TYSIĄCE odwiedzin, to naprawdę dla mnie bardzo dużo znaczy, czuję się taka dumna z siebie i z Was. Kocham moich czytelników.
Chciałabym też powiedzieć Wam, że możecie follować mnie na twitterze. W weekendy - najczęściej robię twitcamy, więc możecie zobaczyć okrutną - mnie.

Dziękuję, za uwagę. Wasza Ninja.