sobota, 29 września 2012

Rozdział XXIV

Słońce wychodziło zza deszczowych chmur. W Londynie panował chłód, na chodnikach stały kałuże, w które przypadkiem wchodzili przechodni. Elizabeth w granatowej kurtce przeciwdeszczowej i czarnych gumiakach szła, jedząc jeszcze ciepłą, z chrupiącą skórką bagietkę. Skręciła w boczną ulicę i za raz znalazła się przed domem Liam'a. Na podjeździe stał niebieski audi. Nie rozpoznawała go, więc postanowiła nie wchodzić, cofnęła się na plac zabaw, gdzie miała idealny widok na dom przyjaciela. Usiadła na ławce, założyła nogę na nogę i zaśmiała się cicho, patrząc na dzieci chlapiące się w kałuży. 
  

Blondyn siedział na krańcu łóżka, chowając twarz w dłoniach. Słyszał tylko stukanie obcasami i otwierające się szuflady, podniósł twarz i spojrzał na sylwetkę dziewczyny. 

-Danielle… -powtórzył zamykając oczy. 
Myślał, że to tylko zły sen, że jak otworzy oczy, wszystko będzie poukładane w jego życiu… tak jak kiedyś. 
-Nie, Liam! –wrzuciła swoją zieloną bluzkę do walizki, zamknęła półkę i kucnęła. Złapała za zamek i jednym pociągnięciem zapięła go. –Dobrze wiem jak było. Nie tłumacz się. –wstała, zawieszając na ramieniu bagaż. 
Ruszyła do łazienki. Wzięła swoje kosmetyki i wrzuciła je do bocznej kieszonki. Poszedł za nią, oparł się o próg drzwi. 
-Danielle, przecież wiesz, że to ciebie kocham. –szepnął. Jego głos drżał, był zły na siebie, że dopuścił do takiej sytuacji. 
-To po co u niej nocowałeś?! Po co się z nią spotykałeś?! 
Nie dostając odpowiedzi, pomachała przecząco głową i stanęła koło niego. 
-Tak myślałam… -wyminęłam go i ruszyła do wyjścia. 
-Danielle! –krzyknął jeszcze raz. –Między nami do niczego nie doszło…. 
-A i jeszcze jedno… -wyjęła z tylniej kieszeni spodni komplet kluczy.–Proszę. -podała mu i stojąc już przy drzwiach dodała. –Eleanor przywiezie twoje ciuchy. –otworzyła je i spojrzała na niego. –Żegnaj, Liam. 
Po domu rozbrzmiał trzask drzwi, a później odgłos odjeżdżającego samochodu. 
Zabrała ze sobą wszystko… 
Usiadł na kanapę, tupnął nogami i zaszlochał głośno. Stracił wszystko na czym mu zależało 
  

Wybrał jeszcze raz jej numer i zadzwonił do niej, ale ona nie odebrała, po raz trzynasty. Rzucił komórkę na biurko, rozbijając przy tym szklankę z cappy. Był zły. Zrobił to co uważał za słuszne, nie chciał tego robić w taki sposób, kiedy ona jest pijana. Chciał, aby to pamiętała, żeby obydwoje mogli czerpać z tego przyjemność, w trakcie i po. Nie rozumiał, dlaczego tak się zachowuje. 

Usiadł na dywanie, trzymając w dłoniach rysunki. Jest taka piękna, pomyślał, uśmiechając się lekko. 
Charles miał wolne od tygodnia, ponieważ jego żona urodziła mu piękną córeczkę, nie chciał odbierać mu tych pięknych chwil, spędzonych z rodziną. Chciał z kimś porozmawiać - ale mało jest osób, które w pełni go słuchają. Charles jest jedną z tych nielicznych osób, chociaż często zdążało mu się, aby odpowiedział mu, ale mimo to lubi go. Może mówić mu o wszystkim, chociaż go to za bardzo nie obchodzi. 
  
  
Lucy siedziała wygodnie na kanapie wczytana w książkę, właśnie skończyła rozmowę z tatą. Prosił, aby przyjechała odwiedzić rodzinę. Tak, tęskniła za nimi czasami, nie widziała ich dwa miesiące i to ją przerażało. Jej tata nie ma wolnego czasu, aby przyjechać do Londynu, a ona pieniędzy aby odwiedzić rodzinę. Boi spytać się Elizabeth, czy by jej pożyczyła, dzisiaj po raz kolejny kiedy kuzynka wróciła z pracy dostała od niej ochrzan, że ma się wziąć za siebie i poszukać pracy. Równie dobrze mogła by sprzedawać hot-dogi, czy rozdawać ulotki, ale to jest Lucy Wigmore, ją stać na więcej. 
Drzwi się otworzyły, a zza nich wyszła Wiewiórka, zawiesiła letni szalik na wieszaku i popatrzała zrezygnowana na kuzynkę. 
-Ty znowu na kanapie?! –uderzyła dłonią w czoło. 
Zignorowała jej wypowiedź i dalej czytała. 
-Mówiłam mamie "trzeba wysłać je na obóz wytrzymałości", to się ze mnie śmiała. - mówiła mając na myśli swoją starszą siostrę Charlie i Lucy. - No proszę... dwie śmierdzące dupy, które nie umieją zarobić na siebie! 
Orzeszek wstał, odłożył książkę na stolik i ruszył do łazienki. 
-Musiałyby wstawać o szóstej, biegać i jeść świństwa, wtedy nauczyłyby się co to "przetrwanie". - kontynuowała. - Ja! - klepnęła w pierś. - Ja, wytrzymałam to wszystko! 
Lucy śmiała się pod nosem, z głupoty kuzynki. 
Drzwi po raz kolejny się otworzyły, tym razem wyszedł zza nich Anderw w odświętnym stroju. 
-Cześć dziewczyny. - uśmiechnął się lekko. - Przyszedłem się z Wami pożegnać. - oznajmił, całując ją w policzek. 
Lucy wyszła z łazienki, i słysząc słowa przyjaciela, spojrzała na niego pytająco. 
-Jadę na zjazd miłośników muszek. - wyjaśnił, poprawiając ją sobie na szyi. 
-Jest taki? - spytała zdziwiona Wiewiórka, pijąc sok. 
-Tak. - potwierdził, otwierając już drzwi. - Za trzy dni wrócę! - krzyknął i wyszedł. 
Elizabeth wzruszyła ramionami, na dziwne pożegnanie Andrew'a. Zdjęła buty, ułożyła je perfekcyjnie, odwiesiła kurtkę  na wieszak i zaczęła przyglądać się kuzynce. Było coś w niej innego.. 
-Co jest? - spytała, wymijając ją, aby zająć miejsce na kanapie. 
Ona spojrzała na nią jak na idiotkę, usiadła i włożyła zakładkę do książki, aby pamiętać, gdzie skończyła czytać. 
-Przecież widzę, że z tobą coś nie tak. - powiedziała, odgarniając opiekuńczo jej włosy z czoła. - Jesteś jakby... - przyjrzała się jej jeszcze raz. -Zestresowana? 
-Może, dlatego, że cały czas na mnie krzyczysz?! –skrzywiła się lekko w wyrazie gniewu. 
-Och…przepraszam. –przytuliła ją do siebie. –Wiesz, że musimy opłacać mieszkanie, coś jeść i już nie wspomnę o naszych wydatkach. –delikatnie przeczesała jej włosy palcami. –Jedna pensja nam nie starczy. –dodała. 
-Wiem. –odpowiedziała krótko, uwalniając się z uścisku. 
-Co jeszcze leży ci na sumieniu? –spytała, widząc jej niesmak. 
Założyła ręce na piersi i czekała na jej wypowiedź. Westchnęła ciężko i zdała sobie sprawę, że i tak Elizabeth się dowie, a to nie było nic przerażającego. 
-Spotkałam wczoraj Matt’a. –powiedziała cicho.





wtorek, 25 września 2012

Rozdział XXIII

Wczorajsza  noc - najgorszy dzień w życiu obydwóch dziewczyn. Elizabeth nieomal została zgwałcona, a Lucy odmówił seksu chłopakowi, który od jakiegoś czasu jest dla niej wszystkim. Choć to było niczym, patrząc na mały skrawek jej przeszłości, z przed siedmiu miesięcy o którym nikt nie wiedział, ale przywiał do umysłu Lucy wraz z ostrym tonem Zayn’a… 
  
Elizabeth powierciła się jeszcze trochę, ale nie mogąc zasnął wstała, po cichu z łóżka i ruszyła do łazienki. Obudziła się kilka razu w nocy, z płaczem. Usiadła na sedesie, przetarła twarz dłońmi i zaszlochała cicho. Powinna powiedzieć o tym mamie, ale wiedziała, że jeśli to zrobi może pożegnać się z Londynem. Nie powiem o tym nikomu, postanowiła. Wie o tym Liam, który ją uratował.. .dziękuje mu z całego serca. 
Wzięła szybki prysznic, ubrała czyste ubrania i wyszła zrobić sobie śniadanie. 
-Pozwoliłem sobie zajrzeć wam do lodówki i zrobić małe śniadanie. - oznajmił Liam. 
Uśmiechnęła się lekko. 
-Dziękuję. - powiedziała, kiedy otrzymała od niego talerz, z kanapkami. - Nie musiałeś…
-Opiekowałaś się mną, kiedy tego potrzebowałem, wynagrodzę cię chociaż kanapkami. - przerwał jej, siadając naprzeciwko niej, na krześle. 
-A wczoraj? - wspomniała niechętnie. - Nieomal mnie zgwałcono, gdyby nie ty… 
Znów jej przerwał. 
-Zrobiłby to każdy normalny człowiek. - wyjaśnił. 
-Są i tacy, którzy mogliby patrzeć na to bez żadnych problemów...- szepnęła cicho, a w jej kącikach oczy zbierały się łzy. 
Ujął jej dłoń i zakrył ją swoimi, dodając jej tym sposobem otuchy. 
-Dziękuję... 
  
Niedziela, a mógłby być poniedziałek, pomyślała Lucy, podnosząc się z łóżka. W poniedziałek przynajmniej nie byłoby Elizabeth i ominęłaby kolejnej kłótni. Miała wszystkiego po dziurkach w nosie - pracy, której w ogóle nie miała zamiaru szukać i Zayn'a. 
Nie rozglądając się na boki, ignorując wszelkie odgłosy poszła do toalety. Jedyne co jej teraz towarzyszyło to kac, tego nie mogła się tak łatwo pozbyć. 
-Lucy! - krzyknęła Elizabeth, waląc pięścią w drzwi. 
-Czego?! - warknęła, zakładając na siebie bluzkę. 
-Mówiłam coś do ciebie. - wspomniała próbując otworzyć drzwi. 
-Yhym...fajnie. - powiedziała pod nosem. 
-Nie denerwuj mnie! - pogroziła palcem do zamkniętych drzwi, za którymi stała kuzynka. 
-Tsa.. bo co mi zrobisz?! - otworzyła drzwi, popychając przy tym siostrę cioteczną. 
-Wywalę cię z domu, będziesz sobie mieszkała pod mostem, z tym swoim.. - prychnęła, wykrzywiając się - Zayn'em! - dokończyła. -Miałyśmy razem zarabiać, utrzymywać się...a ty co?! Siedzisz w domu i pierdzisz w kanapę! - przyjrzała się jej przez chwilę i dodała: - Weź mi lepiej zejdź z oczu, mendo szkarłatna! - wrzasnęła oburzona jej obojętnością. 
Wnerwiona brunetka rzuciła filiżankę na stół, przy czym ją rozbiła. Złapała swoją kurtkę i mając już wcześniej buty na nogach, wybiegła z mieszkania. 
-Menda. - powtórzyła jeszcze raz Elizabeth pod nosem. 
Ta awantura  nie miałaby miejsca, gdyby nie ostatnia noc. Obydwie były zdenerwowane i złe na same siebie. 
Lucy szlochała cicho, przecierając mokre policzki rękawem. Padał deszcz, a ona ze wzrokiem wbitym w chodnik biegła przed siebie. Wpadła na kogoś, upadając przy tym na mokre podłoże. Nie wierzyła własnym oczom... nie widziała go od siedmiu miesięcy. 
-Co ty tu robisz? - spytała cicho. 
  
Elizabeth usiadła wygodnie na dywanie u siebie w pokoju. Przed sobą miała pudełko, w którym trzymała najważniejsze pamiątki. Podniosła jego wieczko, na samym wierzchu leżał bilet z domu do Londynu. Uśmiechnęła się lekko i odłożyła go na bok. Zdjęcie Margaret z mamą, w szpitalu, kiedy miała dwa dni. Jej siostra była wtedy mała i pomarszczona, po narodzinach. Paragon, który potwierdzał kiedy kupiła pierwszą płytę swoich idoli. I kolejna dawka zdjęć - uśmiechnięta Charlie - starsza siostra Elizabeth. Rodziców, rodzeństwa… To wszystko jest dla niej ważne. Miała teraz wielką ochotę przytulić się do Charlie  i wypłakać się jej w ramie, tak jak zawsze to robiła w trudnych sprawach. Zatęskniła za nią, mimo, że zawsze się kłóciły. 
Na samym spodzie widniało najbardziej pamiętane przez nią zdjęcie. We czwórkę siedzieli na jednej z ławek, w parku, w Little Snoring, ona wtulała się w Nathan'a, a Lucy w Matt'a. 
  
Obydwoje złożyli zamówienie i kiedy kelnerka odeszła, stukając obcasami, oni siedzieli nie mówiąc nic. Mieli wiele sobie do powiedzenia, ale nie wiedzieli od czego zacząć. 
-Co ty tu robisz? - powtórzyła pytanie zadane wcześniej. 
W kawiarni roznosił się zapach cytrynowych świeczek, które paliły się, na każdym ze stolików. 
Chłopak uśmiechnął się lekko, przyglądając się dziewczynie. 
-Mieszkam tu od pół roku. - zaśmiał się cicho. 
-Pańska kawa. - oznajmiła szczupła kelnerka, kładąc przed nimi białe filiżanki. 
-Aż tu cię poniosło? - uśmiechnęła się nieśmiało upijając łyk latte. 
-Elizabeth nic ci nie mówiła? - spytał zdziwiony. -  Myślałem, że to ona przesyła ci wszystkie informacje co robię i gdzie jestem. 
-Nie. - odpowiedziała krótko. 
Nie wiedziała jak z nim rozmawiać. Ich ostatnie spotkanie nie należało do najmilszych. Odłożyła filiżankę na talerzyk i ona również zaczęła mu się przyglądać. 
-Za wiele się nie zmieniłeś. - stwierdziła parząc w jego jak zawsze roześmiane niebieskie oczy. 
-A ty za to bardzo... - uśmiechnął się lekko. -Wypiękniałaś. - dodał. 
Pomachała przecząco głową, śmiejąc się pod nosem. Nic, a nic... pomyślała, zakładając nogę na nogę.






piątek, 21 września 2012

Rozdział XXII

Dwa dni później

Liam już dawno był zdrowy, ale wczoraj oficjalnie potwierdził to lekarz. Już dzisiaj wystąpią gościnnie u Ellen. Elizabeth i Niall wczoraj odbyli kolejny spacer po parku, oczywiście nocą - chłopak chce oszczędzić jej fleszy aparatów i zdjęć w gazetach. Lucy... - Biedaczka. Od pocałunku z Zayn'em nie widziała go, nie rozmawiała z nim, ale ma nadzieję, że spotka go na imprezie, którą organizuje Harry - bez okazyjnie. Elizabeth też została zaproszona, aby Niall się nie nudził.


Chłopcy wygodnie usiedli na skórzanej kanapie. Najpierw dziennikarka zadawała pytania Liam'owi jak się czuje po grypie, jakie plany ma zespół One Direction,  najlepsze zostawiła na koniec, na które z niecierpliwością czekała Lucy przed telewizorem.

-Zayn... - zaczęła kobieta, uśmiechając się do niego zachęcająco. -Czy to prawda, że ty i Perrie Edwards, z zespołu Little Mix nie jesteście już razem? - dopytywała.
-Tak, to prawda. - odpowiedział krótko, oszczędzając reporterce kolejnego pytania dodał: - Po prostu pomiędzy nami nie układało się.
-Oh...szkoda byliście taką piękną parą. - oznajmiła, uśmiechając się pocieszająco do mulata.
-"Piękną parą" ps... - Lucy powierciła się na kanapie.
Wyłączyła telewizor i wróciła do sprzątania. Była zdenerwowana, a od tamtego pocałunku, czasami ma takiego, doła, że płacze w ciemnym kącie, kiedy Elizabeth nie ma w domu, albo śpi.

Trzy dni później, sobota


Wiewiórka po długim tygodniu pracy wolałaby wylegiwać się na kanapie, a nie szykować się na imprezę, na którą organizator nie przyjmuje odmowy. We dwie nie lubią takiego typu zabaw - bale szkolne omijały szerokim łukiem, chodź ich mamy wyganiały je z domu, a na ślubach siedziały przy stoliku pijąc kole, ale teraz obydwie się zmieniły. Chodź równie dobrze obydwie mogłyby spędzić inaczej ten wieczór, każda ma na niego plan. Elizabeth ma zamiar siedzieć przy stoliku, za nic nie dać wyciągnąć się na parkiet, a Lucy... jakoś przykuć uwagę Zayn'a.

-Dobrze wyglądam? - spytała jeszcze raz,  skrępowana Lucy.
-Tak. - kuzynka klepnęła ją w tyłek.
Osiemnastolatka ubrana w dżinsy i luźną bluznę na ramiączka, natomiast brunetka w granatową sukienkę, z falbanami u dołu, która podkreślała jej szczupłą sylwetkę.
Zamówiły taksówkę o po 20 minutach drogi, były przed klubem, od którego rozbrzmiewała muzyka. Wcześniej pisały do chłopaków, że są już w drodze, więc bez problemu znalazły ich. Czarny kąt, gdzie prawie w ogóle nie dociera światło. Kilka pustych kieliszków na stoliku, popielniczka z popiołem papierosowym i kilka petami. Lucy od razu wyrwał jakiś przystojniak do tańca, Elizabeth nie była tym zainteresowana. Nie miała dzisiaj na nic ochoty, może jedynie na płakanie przy butelce dobrego whisky?
-Cześć. - nieśmiało pomachała do znajomych jej twarzy, Liam'a, Niall'a i Harry'ego.
Przysiadła się, zdejmując z barków kurtkę, położyła ją sobie na kolana i siedziała cicho, wymuszając uśmiech.
Nauczyciele w podstawówce mówili jej, żeby nie miała negatywnego nastawienia do rówieśników, żeby była miła, bo nie będzie miała żadnych koleżanek, ale ona robiła to, co w jej mocy, aby było ich więcej. A co wyszło z tego wszystkiego? Ma kilka "koleżanek", które nie utrzymując z nią kontaktów, bo mają ważniejsze sprawy, niż siedzenie z wariatką. Ma trzy przyjaciółki, które kocha i wie, że może na nie liczyć - Lucy, przy której czuje się najlepiej, Emily - przyjaciółka Lucy, ale także jej, która przyjeżdżała czasem do niej na wakacje i Jane - poznała ją przez Internet, mieszka na drugim końcu Anglii, spotkała się z nią dwa razy, a czuje się jakby robiła to codziennie. 
-Ładnie wyglądasz. - szept do jej ucha, przerwał jej zamyślenia.
-Jeśli dżinsy i bluzkę z plamką od czekolady, uważasz za ładną, to muszę przyznać, że masz zły gust. - oznajmiła, spoglądając roześmiana na Niall'a.
Zaśmiał się i spojrzał na nią pijąc drinka.
-Ty się nie znasz. - machnął obojętnie dłonią.

Dwie godziny później


Dziewczyna spoglądała po kryjomu, na blondyna, zagryzając dolną wargę.

-Widziałeś tamtą dziewczynę? - Elizabeth spytała Niall'a.
-Yhym. - potwierdził.
-Cały czas patrzy na ciebie... - oznajmiła, uśmiechając się.
-Na serio? - spytał zdziwiony, drapiąc się po czubku głowy.
-Idź do niej... - szturchnęła go łokciem. - Zatańcz z nią. - zaproponowała.
-Ale tak po prostu? - powiercił się na kanapie, wzrok mając wbity w dziewczynie.
-No nie widzisz jak patrzy?! - oburzona jego zachowaniem, popchała go lekko.
-No dobra.. - upił kolejny łyk drinka, wstał, poprawił na sobie ciuch i ruszył w stronę swojej zdobyczy.
Wiewiórka rozejrzała się na boki - przy stoliku, nie było nikogo, oprócz jej. Harry zajmował się jakąś laską, w krótkiej sukience, na oko starszej od niego, o jakieś dwa lata. Louis, przy barze znów kłócił się z Eleanor. Po Niall'u śladu już nie było, po Liam'ie też nie. Lucy piła kolejnego drink, rozmawiając z jakimś kolesiem, a Zayn...czy on w ogóle tu jest?
Wstała, wzięła swoje ubranie i pośpiesznym krokiem opuściła klub.
Wstąpiła po drodze do jednego z nocnych sklepów, wzięła koszyk  i ruszyła pomiędzy regały. Wrzuciła mleczną czekoladę,  a co mi szkodzi? Pomyślała i wrzuciła drugą, chusteczki higieniczne, butelkę coli i co najważniejsze whisky. Dała kasjerowi banknot i wzięła się za pakowanie zakupów do siatki. Otrzymała resztę i wyszła z budynku. Drzwi  zatrzasnęły się, za raz po tym znów się otworzyły i się zamknęły. Obejrzała się przez ramię - zbudowany mężczyzna szedł za nią, z kapturem na głowie, który rzucał cień na jego twarz, a ona nie mogła go rozpoznać.
Wzruszyła ramionami i przyśpieszyła, aby zobaczyć jego reakcję, ale on też to zrobił - zauważyła to po jego cieniu. Spojrzała jeszcze raz za siebie - dalej szedł za nią, a przez ulicę przechodził kolejny okapturzony człowiek.
Skręciła w bok, tuż za restauracją. Została przywarta do ceglanej ściany, przytrzymywał jej dłonie, po obu stronach głowy, aby nie mogła zadać mu ciosu. Zakupy spadły na ziemię, oddając głuchy dźwięk. Położył dłoń na jej ustach, aby nie mogła krzyczeć.
-Nie ładnie to tak chodzić nocą, dziewczynko. - odezwał się męski,  chropowaty głos.
Mama zawsze ją o tym ostrzegała, że ma sama nie chodzić o tej porze, bo ktoś może zaciągnął ją do krzaków. Byli w ciemności, nikt nie mógł ich tu zauważyć. Zamknęła oczy, a z ich kącików wypłynęły słone łzy. Przyłożył usta do jej szyi i zaczął ją całować... obmacywać.
Ktoś go mocno popchnął, powalając go na ziemię. Elizabeth wraz z jego upadkiem, uwolniła się z jego uścisku, zaczęła głośno dyszeć. Spojrzała z przerażeniem na leżącego, który próbował ją zgwałcić. Przeniosła wzrok wyżej. Promień światła oświetlał skrawek twarzy mężczyzny, który ją uratował. Złapał ją za dłoń i przyciągnął do siebie tak, że popadła w jego ramiona. Zaczęła płakać, wtulając się w jego bluzę.
-Już dobrze. - uspokajał ją blondyn, delikatnie głaszcząc ją po głowie. - Spokojnie.
-Dziękuję... - wydyszała z trudem. - Dziękuję, Liam. - powtórzyła.
-Chodźmy stąd. - zabrał jej kurtkę, którą chłopak zdążył z niej zdjąć i zakupy. 

Otworzył drzwi, po czym zapalił światło. Spojrzał na nią zatroskany.

-Wszystko dobrze? - upewniał się. - Nic ci nie zrobił?
-Nic. - szepnęła, wycierając mokre policzki.
-Chodź tutaj. - podszedł do niej i otulił ją swoimi ramionami.
Mocno wtuliła się w niego, gdyby nie on, teraz to ona leżałaby na ziemi.
-Dziękuję. - powtórzyła, odsuwając się od niego. Wzięła kurtkę i ruszyła, w stronę jednych ze drzwi.
-Gdzie idziesz?
-Chcę wziąć prysznic, zmyć jego zapach z siebie. - wyjaśniła, wrzucając ubrania do kosza na brudy.
Kiedy już wzięła kąpiel, położyła się do łóżka koło niego. On przytulił ja do siebie, a ona przyłożyła jego dłoń do swojego policzka, aby czuć jego ciepło. Leżała do niego plecami. Oparł brodę o jej głowę, wzdychając cicho.
-Śpij.. - polecił jej.

Lucy opuściła parkiet i podeszła do stolika, aby znowu napełnić do pełna szklankę alkoholem. Kiedy upiła łyk drinka, rozejrzała się dookoła i w jednym z kątów w klubie, zauważyła znajomą postać. To był Zayn. A więc tam się ukrywa, pomyślała i zaczęła iść w jego stronę. Od tamtego pocałunku, w ogóle nie zwracał na nią uwagi, nie dzwonił, nie pisał, nie dawał znaku życia, jakby się bał… Tylko dokładnie, czego? 

Usiadła naprzeciwko niego i uderzyła dłonią w stolik, aby zwrócił na nią uwagę. 
-Dlaczego mnie ignorujesz? 
Spojrzał na nią, zmierzwił swoje włosy dłonią i wypuścił głośno powietrze. 
-Ja… -zaczął, ale nie wiedział jak skończyć. Zaciął się i patrzał na jej oczy, w których tliły się płomienie gniewu. 
-A więc jak sobie chcesz! –krzyknęła i chwytając szklankę wstała, ale Zayn złapał ją za nadgarstek i przyciągnął mocniej do siebie. 
Przylgnęła do niego ciałem i poczuła jego oddech na swoim ciele. Podniosła wzrok i napotkała jego spojrzenie, pełne pożądania, którego przez chwilę się przestraszyła. Upiła ostatni łyk i chwytając mulata za rękę zaczęła go prowadzić za sobą. Ominęli wszystkich tańczących i nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się w jednej z łazienek. Lucy przekręciła kluczyk i sprawdziła, czy aby na pewno są sami. Kiedy zrozumiała, że tak jest dłużej się nie zastanawiała. Pozwoliła długo ukrywanemu pożądaniu, się ukazać. Przyparła Zayn’a do ściany i mocno naciskając na niego swoim ciałem zaczęła go zachłannie całował po szyi i wgłębieniu na niej. 
-Lucy… -powiedział drżącym głosem, i uniosła wzrok, aby na niego spojrzeć. –Jesteś pijana. –wyjęczał, ale nie zwróciła na to uwagi. 
Poczuła jego dłonie na swoich biodrach, i chwilę później to on ją przyciskał do ściany. Ujęła jego twarz w dłonie i namiętnie pocałowała go w usta, ledwie łapiąc oddech i chwyciła dłońmi za klamrę u spodni Zayn’a. Z tej rozkoszy mogłaby zacząć chodzić po ścianach, ale nagle poczuła jak chłopak znieruchomiał. Puścił jej ciało ze swoich objęć i odszedł od niej o parę kroków. Spojrzał na nią i pokręcił przecząco głową. 
-Jesteś pijana, nie wykorzystam tego. –powiedział i zaczął iść w stronę drzwi. 
-Zayn, zaczekaj! – krzyknęła za nim a ten się zatrzymał.-Ale ja tego chcę. – powiedziała jak wygłodniały tygrys i zaczęła dłońmi drążyć ścieżki na jego ciele. 
-Ale ja nie! –powiedział ostrym tonem, który był na tyle ostry, że odsunęła od niego dłonie, jak poparzona. –Przepraszam. –powiedział po chwili i kiedy chciał do niej podejść, zatrzymała go wystawiając dłoń. 
-Idź. –powiedziała, szybko mrugając. 
-Ja… -zaczął, ale ona mu przerwała. 
-Po prostu, idź! –krzyknęła łamiącym głosem. 
Odgłos zatrzaśniętych drzwi odbił się echem, zadając ból Lucy. Dziewczyna zsunęła się po ścianie i wylądowała na zimnych kafelkach. Kolana podkuliła brodę i objęła je drżącymi dłońmi, które jeszcze chwilę temu pragnęły dotykać Zayn’a. Zadrżała i wybuchnęła spazmatycznym płaczem. 
-To znowu moja wina. –powiedziała do siebie, i schowała twarz w dłoniach. –Znowu.

____________________________________________________________________

Za  pewnie zapomniałyście już o mnie. Przepraszam bardzo, bardzo mocno, że aż pięć dni nie dodawałam rozdziałów. Tak to jest kiedy mieszka się w takim domu jak ja. Będę się starać, aby taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.


Chciałabym bardzo wszystkim podziękować, za wspieranie mnie komentarzami i odwiedzaniem tego bloga, a w szczególności dziewczynie, która podpisuje się jako "Marzena". Dziękuję ci,  zauważyłam, że czytasz moje wypociny na tym blogu od początku, zawsze komentujesz, dzięki czemu pobudzasz mnie do pisania kolejnych części. Dziękuję ci bardzo, jest to dla mnie bardzo ważne.


Kocham Was ! Ninja





niedziela, 16 września 2012

Rozdział XXI

Jeszcze dwa tygodnie i dziewczyny będą siedziały w szkolnych ławkach. Obydwie tego nie chciałyby, ale "musicie wyjść na ludzi - uczcie się!" - wspominały słowa rodziców.
Elizabeth wyszła dzisiaj wcześnie rano do pracy, pozostawiając po sobie tylko pusty talerz i resztkę herbaty, na dnie kubka. Dalej bezrobotna Lucy leniwie  wstała około południa. Doprowadziła siebie do porządku dziennego i zaczęła sprzątać - poodkurzała, pościerała kurze, wyniosła śmieci, umyła naczynia... Lubiła porządek w domu, tak samo jak jej ulubiona kuzynka. Spojrzała z dumą na mieszkanie i uśmiechnęła się szeroko. Sięgnęła po kluczyki, wsadziła je do kieszeni, nałożyła czerwone trampki i ubrała katanę.
-Dzień dobry. - przywitała się z siwym sąsiadem Dick'iem.
Spojrzał na nią jak na wroga, wkładając do ust kanapkę ze smalcem. Przełknął gryza i kiedy dziewczyna była już koło frontowych drzwi, odpowiedział:
-Nie taki dobry... - podrapał się po zaroście.
Ruszyła do najbliższego  marketu. Wrzuciła chleb, kilka bułek i płatki do koszyka, następnie skierowała się do kasy. Po drodze zainteresował ją jeden z artykułów z Zayn'em Malik'iem na okładce, go również wzięła i poszła.
Wyszła ze sklepu, wyjęła z torby gazetę, otworzyła na odpowiedniej stronie i zaczęła czytać.
"Wiadomość z ostatniej chwili!"
Wzrok przeniosła na dolną część artykułu, z zainteresowaniem czytając jego treść.
"To już koniec! Wczoraj na koncercie JLS, Zayn i Perrie pokłócili się. Jeden z ich znajomych wyznał nam skrawek prawdy z wczorajszej awantury. Podobno nie byli ze sobą szczerzy i przez to doszło do rozpadu związku! Czy to naprawdę koniec tego wszystkiego?!"
Niżej znajdowały się zdjęcia, dobrze z nich nic nie można byłoby wywnioskować, bo były bardzo niewyraźne, wręcz jakby ktoś puścił na nie pawia.
Lucy zaśmiała się krótko, odłożyła magazyn do papierowej torby i ruszyła drogą powrotną.


Chłopak wygodnie siedział sobie na kanapie, przyglądając tweety od fanek, a przy okazji śmiejąc się, jaką one mają bujną wyobraźnię. Do drzwi ktoś zapukał, spojrzał w ich stronę. Lekko się uchyliły i zza nich wyszedł Louis, z powitalnym uśmiechem.
-Cześć, stary. - powiedział to mimo tego, że blondyn jest od niego młodszy. Rzucił się koło niego, zaglądając mu w ekran laptopa. - Co tam masz?
-A nic. - zamknął go i odłożył na stolik.
Brunet wstał, poprawił na sobie bluzkę  i poszedł w stronę lodówki.
-O masz jogurciki. - uśmiechnął się szeroko, wyjął jeden i oderwał jego wieczko.
-Moje jogurciki! - krzyknął oburzony Liam.
Podszedł do niego, popchnął go na półkę i sam wziął sobie jogurt.
-Wszyscy wyjadają mi jedzenie... - oburzony sam zaczął jeść.
-Ja tutaj często nie bywam... czasami odwiedzę twoją lodówkę. - uśmiechnął się do niego.
-Głupek. - zaśmiał się.
Po kuchni rozbrzmiał dzwonek telefonu. Liam chwycił go i kiedy odebrał, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Danielle? - dopytywał Louis.
-Nie, Elizabeth. - odpowiedział mu i dalej kontynuował rozmowę z przyjaciółką.
Po kilku... kilkunastu minutach Liam usiadł koło przyjaciela.
-Elizabeth.. - zamyślił się brunet. - Poznałem ją wtedy u Niall'a? - udawał, że nie za bardzo orientuje się w tych sprawach.
-Tak. Jest bardzo fajna. - Liam zaśmiał się cicho.
Tomlinson usiadł tak, aby widzieć całego przyjaciela. Uniósł pytająco brew, uśmiechając się tajemniczo.
-Co jest? - dopytywał brunet.
-Noo.. nic. - wzruszył ramionami, a na jego twarzy dalej widniał uśmiech.
-Przecież widzę jak się szczerzysz. - walnął go w ramię. 
-No co? Elizabeth - fajna dziewczyna, lubię ją...
-Co jest? - powtórzył. - Przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
-Kocham Danielle... - zawahał się. - Ale Elizabeth.. ona ma w sobie coś takiego co przykuwa moją uwagę. - wyjaśnił.
-Podoba ci się? - spytał niepewnie.
Blondyn zamyślił się przez chwilę.
-Ale ja jestem głupi! Mam dziewczynę... - zamilkł, chowając twarz w dłoniach.


Wiewiórka wracała do domu. Po ciężkim dniu pracy, zrozumiała co to znaczy "harówa" - tak mieszkała na wsi i tata wymyślał jej różne dziwne prace, typu wożenia węgla, koszenie trawnika, czy pomaganie mu w remontowaniu domu - ale ten był innego typu wysiłek. Spojrzała na przeciw legły chodnik. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Zdawało mi się, niemożliwe... pomyślała i poszła dalej.
Otworzyła drzwi i nie zdejmując z siebie niczego, rzuciła się bezwładnie na kanapę.
-Ej! Sprzątałam tu. - powiedziała oburzona Lucy, widząc, że kuzynka chodzi po dywanie w butach.
-Chociaż to zrobiłaś. - powiedziała cicho, pod nosem,
-O co ci chodzi?! - warknęła, rzucając szmatkę na blat.
-Mogłabyś znaleźć pracę.. - wytłumaczyła, podnosząc się z miejsca i ruszając do łazienki.
-Przecież wiesz, że nie jest mi łatwo! - krzyknęła za nią.
-Mi tym bardziej!









czwartek, 13 września 2012

Rozdział XX

Obydwie wróciły dzisiaj do domu szczęśliwe. Elizabeth poszła od razu wziąć prysznic, więc nie miała okazji ujrzeć Lucy, która z radości odlatywała w swoim pokoju. Natomiast ona śpiewała pod prysznicem swoje ulubione piosenki. Ubrała się w dresy, która uwielbiała i wyszła do kuzynki. Ruszyła do jej pokoju. Leżała na łóżku, uderzając głową w poduszkę, głośno chichocząc. Cała była czerwona, z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Co się dzieje? - zaczęła wysoko podnosić nogi jak struś, rzucając się koło kuzynki. - Mów, mów! - pośpieszała ją.
Zachichotała jeszcze raz. Usiadła chowając twarz w poduszce.
-My... - jąkała się. - My się...
-Kochaliście?! - spytała zszokowana, robiąc ogromne oczy.
-Nie zboczuchu. - zaśmiała się. - Coś jeszcze lepszego.
-Co może być lepszego od seksu?! - zadała sobie pytanie.
-No chyba nic. - Lucy podrapała się po głowie. - No, ale my... całowaliśmy się. - zakryła usta dłońmi.
-Zabierasz Perrie chłopaka. - wytknęła Orzeszka palcem.
-Och... nie tak dosłownie. - wystawiła jej język.
Nie mogła nikomu powiedzieć o tym ich układzie, a teraz to ona wyszła na małpę kradnącą chłopaków.
-Ale ja się cieszę! Wy się całowaliście. - Elizabeth zaczęła piszczeć i jęczeć. - Moja Lucy!- przytuliła ją do siebie. - Moja mała Lucy całowała Zayn'a Malik'a. - powiedziała z dumą.
-Gdyby tata się dowiedział. - dostała napadu paniki. - Zabrałby mnie stąd jak najdalej i zamknął w domu.
-Nasi nadopiekuńczy rodzice. - wspomniała Wiewiórka.
-Denerwują mnie czasami. 
-A mnie zawsze. - zaśmiała się lekko, podpierając głowę dłońmi, aby lepiej widzieć siostrę cioteczną.
-Mnie Josh zawsze się czepia. - oznajmiła mając na myśli starszego brata. - "Wyjmij te ręce z kieszeni" - przedrzeźniała go, śmiejąc się przy tym.
Po domu rozległo się pukanie do drzwi, dziewczyny spojrzały na siebie, udając zdziwione.
-Ja pójdę. - brunetka wstała z łóżka, otworzyć drzwi z wielkim uśmiechem, mając nadzieję, że to Zayn.
Elizabeth usiadła wygodnie na łóżku, dalej podekscytowana, że Lucy się całowała.
-Do ciebie. - uchyliła drzwi i weszła do pomieszczenia, na jej twarzy widniał lekki uśmiech.
-Kto to? -spytała bezgłosowo, aby gość tego nie usłyszał.
Dziewczyna w odpowiedzi wzruszyła ramionami, a jej uśmiech powiększył się. Brunetka zajęła miejsce kuzynki, kiedy ona odeszła.
Wiewiórka na widok chłopaka uśmiechnęła się. Niall stał po drzwiami, jak zawsze z szerokim uśmiechem. Przyglądał się przyjaciółce, jej zgrabne ruchy, oszałamiały go, ale nie tylko jego.
-Cześć. - stanęła na przeciwko niego, wkładając ręce do kieszeni dresowych spodni.
-Hej. - lekko zarumieniony, cmoknął ją niepewnie w policzek. -Wyrwiesz się na spacer?
Zastanowiła się przez chwilę, rozglądając się po bokach, w poszukiwaniu swojej bluzy, z pomarańczowo, czarnym i siwym paskiem, ponieważ był wieczór i na dworze nie było za ciepło po zachodzie słońca.
-Dobrze, tylko nałożę coś grubszego. - posłała mu lekki uśmieszek i ruszyła do swojego pokoju po ubranie.

Poszli razem do parku. Ludzie chodzili z psami, pary wracały do domów z randek, a mężczyźni i kobiety jeździli na rowerach, oraz biegali. Zajęli jedną z wolnych ławek.

-O czym chciałeś porozmawiać? - spytała przenosząc wzrok z jeziora, na chłopaka.
Westchnął ciężko. Chciałby powiedzieć jej co czuje...ale się boi. Boi się, że wyśmieje go, przestraszy się go, czy po prostu zakończy znajomość. Czuje się jak mały chłopiec, który za każdym krokiem może wpaść w urwisko.
-Hm..? - dopytywała, uśmiechając się zachęcająco.
-Lubię cię. - powiedział krótko. - Lubię cię, nawet bardzo.
-Też cię lubię, Niall. - uśmiechnęła się lekko.
Wiedziała co ma na myśli, więc go wyprzedziła, ale najpierw się dobrze zastanowiła jak to ująć w słowa, aby go nie zranić.
-Tak, bardzo. Jest po między nami przyjaźń, prawda? - mówiła delikatnie, jej ton unosił się na wietrze, nie umiała mówić, nie była pewna siebie. Nie czekając na jego odpowiedź, kontynuowała: - I ja nie chcę tego zmieniać, bo cię lubię i nie chcę stawiać naszej niedorozwiniętej przyjaźni w strefę związku...
-Dobrze, ale pamiętaj... - uśmiechnął się, zrezygnowany - zawsze jestem przy tobie, będę twoim dobrym przyjacielem.
Uśmiechnęła się rozczulająco, przybliżając się do niego. Oparła głowę o jego ramie, a on objął ją delikatnie w talii.

Ten wieczór dla Lucy był długi i mozolny. Siedziała razem z Andrew'em, który zajadał się ciastem własnej roboty. Ona nie jadła, nie miała nastroju na zapychanie buzi. Czuła się dziwnie - tak spełniło się jedno z jej wielkich marzeń i w głębi duszy bardzo się cieszyła, ale jednak coś ją męczyło. Obawy. Przed przyszłością, bo co będzie jeśli on będzie chciał o tym zapomnieć, albo jeśli ten pocałunek potraktuje jako nic? Załamie się. Wielu chłopców nie darzyła taką sympatią...taką ogromną żadnego. Boi się, że Zan może okazać się zwykłym dupkiem.

-Chcesz? - Andrew spytał jeszcze raz, podsuwając jej kubek z ciepłą herbatą.
On też po woli dowiadywał się co znaczą jej zachowania, tak samo z Elizabeth. Wiedział, że teraz nie ma ochoty na żarty i wiedział, że nawet gdyby zapytał się jej co leży jej na sumieniu, ona odpowiedziałby "jest, okay".
-Dziękuję. - wzięła od niego picie, wynagradzając go uśmiechem.

"Wiele trzeba poświęcić, aby otrzymać to czego się chce"


Ten cały dzień był dziwny, okropny dla Liam'a. Przez ten sen był rozwścieczony, zazdrosny. Wszystko go denerwowało...okruchy na blacie, nie pościelone łóżko, czy zlew zastawiony naczyniami. Postanowił iść na spacer. Założył siwą bluzę i dresy, naciągnął kaptur na głowę i wyszedł z domu. Było już dość ciemno, ludzie byli tylko w centrum Londynu, podziwiać zabytki i piękno tego miasta nocą. Włóczył się uliczkami, cały czas wspominając sobie ten sen. Wiedział, że nie jest mu obojętna i właśnie to go przerażało. Można powiedzieć, że go zauroczyła.


Dalej wtuleni w siebie, siedzieli na ławce. On opierał podbródek o jej głowę, a ona cicho nuciła sobie coś pod nosem, co go roześmiało i wpatrywała się w kawałek księżyca. Jej obserwacje przerwała męska sylwetka.

-Cześć! - Liam usiadł pomiędzy nimi, rozdzielając przy tym, przytulających się przyjaciół.
Był zdenerwowany... zasłonił to udawanym uśmiechem, który w pełni nie dawał efektów.
-Co wy tak się przytulacie? - spytał spoglądając na znajome mu twarze.
-Nie można się przytulać?! - Niall spytał z sarkazmem w głosie.
-Wszystko dobrze, Liam? - opiekuńczo położyła dłoń na jego ramieniu.

Następnego dnia


Zayn wysiadł z samochodu, oparł się o niego, wkładając ręce do kieszeni. Panował półmrok, a on czekał na dziewczynę.

Drzwi domu otworzyły się, a zza nich wyszła szczupła, na wysokim obcasie, w czarno-fioletowej sukience dziewzyna. Na jej widok chłopak się uśmiechnął, ucałował ją w policzek, kiedy była już koło niego i przywitał się z nią.
-Nareszcie... - powiedziała z radością w głosie, blondynka.






środa, 12 września 2012

Rozdział XIX

Dzisiejszy dzień w Londynie zapowiadał się słoneczny, już od ranka słońce świeciło, a dziewczyna o rudych, kręconych włosach podskakiwała z radości. Opanowanym krokiem dążyła do budynku, aby odbyć dzisiaj tam swój pierwszy dzień pracy.
-Wariatka. - powiedział pod nosem sąsiad z pierwszego piętra, kiedy zauważył Elizabeth śpiewającą sobie pod nosem, przy czym omijała przechodni z szerokim uśmiechem na twarzy.
Nie jeden człowiek w jej życiu, oznajmił ją, że jest dziwna.. i miał rację, bo cała jej rodzina jest walnięta.
Ubrana w letnią sukienkę, która ją wyszczuplała - dlatego ją kupiła - baleriny, a na barkach nałożoną dżinsowa kurtkę, popchnęła duże, drewniane drzwi.
-Dzień dobry. - przywitała się z szefową, która układała książki, za kasą, na regale.
-Witaj Elizabeth. - kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie, schodząc z drabinki.
-Wie może Pani, gdzie jest...
-Libby jest tam. - wyprzedziła ją, wskazując na dziewczynę idącą w ich stronę.
-Dziękuję.
Po woli doszła do nowej koleżanki z pracy, która miała oprowadzić ją po księgarni.
-Cześć. - blondynka przywitała ją szerokim uśmiechem.
Wczoraj miały okazję się zapoznać, więc znały już swoje imiona. Libby na pierwszy rzut oka wydaję się na miłą i taka jest.
-Hej. - Wiewiórka odwzajemniła jej uśmiech.
-Chodź. - Libby ruszyła. - Pokaże ci gdzie mamy szatnię, łazienkę i takie duperele. - zaśmiała się, gestem dłoni zapraszając koleżankę, aby dołączyła do niej.

Blondyn tego ranka nie mógł spać, od trzech dni nie widział się z Elizabeth i miał wrażenie jakby ją przestraszył. Nie dzwoniła, nie pisała, nie odwiedzała go. Nie chcę się narzucać, twierdzi.. ale gdzieś tam głęboko ma złe przeczucia. Nigdy nie wychodziło mu z dziewczynami, jest wstydliwy i zawsze tchórzy...może dlatego, że chodził do szkoły dla chłopców? Ma wiele teorii, ale nie wiek która jest prawdziwa.

"Dobry z ciebie przyjaciel, Niall" - to zdanie męczy go cały czas. Zna tą dziewczynę półtora miesiąca, wie o niej tyle ile powinien: lubi błękit i fiolet, uwielbia na śniadanie jeść płatki czekoladowe, albo parówki, kocha kakao... ale jeszcze więcej musi się o niej dowiedzieć. 
Niall usiadł na łóżku, przetarł twarz dłońmi i zmęczony położył się na plecy. Lubi ją i to go najbardziej prześladuje, bo kiedy jest w jej towarzystwie i widzi jej usta, pragnie ją pocałować.

Szum wody w stawku, śpiew ptaków, to wszystko otaczało chłopaka o czekoladowych oczach. W dłoni trzymał rączkę od papierowej torby, w której niósł świeże pieczywo z piekarni. Wzrok miał wbity w stado dzikich kaczek, wyjadającą rzęsę wodną. Miały różne odcienie piór, ale górował czarny i zielony, które nadawały im blasku. Na ławkach, pomiędzy drzewami, z widokiem na drugi brzeg jeziorka, siedziała kobieta obserwująca swojego psa, który biegał za rudą wiewiórką, z puchatym ogonem, starszy pan z laską, o którą się opierał i para kochanków, która przykuła jego uwagę.

Włosy dziewczyny powiewały na wietrze, zasłaniając tym twarz swoją i partnera. Jego krótkie blond włosy szarpał wietrzyk. On trzymał dłoń na jej biodrze, jadąc nią wyżej, a ona splotła ręce na jego szyi. Całowali się, namiętnie.
Liam zaczerwienił się ze złości, kiedy stwierdził, że to jego dwójka przyjaciół, w dodatku to ona...
-Kocham cię, Elizabeth. - Niall szepnął do niej, uśmiechając się lekko, pomiędzy pocałunkami.
-Nie...nie, nie! - Liam wrzasnął, ale to nic nie pomogło. 
Nie rozłączył ich, nie miał już czasu, bo wszystko się skończyło...

-Nie! - poderwał się z łóżka, z krzykiem, ściskając w pięści pościel, dysząc przy tym głośno. - Nie.. - powtórzył szeptem.


Mulat ruszył do drzwi, kiedy usłyszał pukanie. Nacisnął na klamkę i pociągnął ją do siebie. Za nimi stała Lucy.

-Obraziłeś się. - stwierdziła od razu, nie przekraczając jeszcze progu drzwi.
-Mi też miło cię widzieć. - uśmiechnął się, patrząc w jej niebiesko-zielone oczy.
-Przepraszam za Andrew'a. - wspomniała, wchodząc do domu.
Spojrzał na nią nieomal nie wybuchając śmiechem, kiedy przypomniał sobie jego omdlenia.
-Po prostu chłopak jest twoim "psychofanem". - wyjaśniła, nie dodając "Uważaj jest gejem, w każdej chwili mógłby się na ciebie rzucić i zgwałcić".
-Miewałem już takie sytuacje.... - zaśmiał się cicho.
-Jesteś zdenerwowany. - zauważyła.
Miała rację. Był taki od wczoraj...kiedy prawie by to zrobił, prawie ją pocałował, pocałowałby Lucy... ale on im przerwał. Zayn nienawidzi, kiedy ktoś mu przerywa, w dodatku w takich sytuacjach.
Chłopak powędrował do kuchni, a brunetka za nim, ukradkiem zerkając na jego pupę - to ją rozpraszało, bo przyszła tutaj w innych zamiarach.
-Chcesz soku? - spytał, wyjmując szklanki.
Westchnęła głośno, kładąc dłoń na blacie kuchennym.
-Dobra. - poddała się sekundowo. - Ale jeszcze raz przepraszam.. i proszę uśmiechnij się. 
-Twój sok. - wręczył jej szklankę. - Proszę. - spojrzał na nią, szczerząc się.
-Dziękuję. - gwałtownie na jej twarzy również pojawił się uśmiech. Upiła tyk soku i spojrzała niepewnie na niego. - A wracając do wczoraj...
-Tak, tak przyjmuję twoje przeprosiny. - przerwał jej.
-Nie o to mi chodziło... - westchnęła. - Miałam na myśli, to co nam przerwał Andrew. - wytłumaczyła, nieśmiało spoglądając w jego złote oczy.
Uśmiechnął się lekko, po woli przybliżając się do niej.
-Buziakiem? - spytał podchwytliwie, odkładając szklankę na blat, kładąc jedną dłoń na jej biodrze, po czym dołączył drugą.
-Yhym... - z trudem wydusiła to jęknięcie, zagryzła dolną wargę, przenosząc wzrok z jego oczu, na jego usta.
-Chcesz to dokończyć? - spytał, przyciągając ją do siebie.
-Yhym.. - potwierdziła, kiedy ich usta dzieliły milimetry.
Ich wargi zetknęły się, przez chwilę stojąc w bezruchu, po czym Zayn zachęcił ją poruszając nimi. To nie trwało nawet sekundy, kiedy ona lekko rozchyliła usta, a następnie poczuła pomiędzy nimi jego gorący język.
-Ups... - Harry wycofał się z kuchni, widząc całujących się Lucy i Zayn'a.
Oni sobie nie przerywali. Ich języczki tańczyły swój własny taniec, a wargi pieściły się wzajemnie.








niedziela, 9 września 2012

Rozdział XVIII

Po mieszkaniu roznosił się słodki zapach perfum dziewczyny. Tuszem maznęła rzęsy i jeszcze raz poprawiła koka na głowie.
-Idę! - krzyknęła Elizabeth do Lucy, zakładając małą, czarną torebeczkę na ramię.
-Powodzenia. - brunetka podeszła do siostry ciotecznej i kopnęła ją w tyłek. - Na szczęście. - uśmiechnęła się słodko i pomachała jej, kiedy wychodziła.

Po piętnastu minutach drogi była już na miejscu. Podekscytowana i zdenerwowana. Podeszła do lady, za którą stała kasjerka.

-W czym mogę służyć? - spytała starsza kobieta, przyjaznym głosem.
-Ja w sprawię pracy, dzwoniłam wczoraj. - oznajmiła ruda.
-Libby... - kobieta, poprosiła jedną z dziewczyn, układających książki. - Zastąp mnie.
-Dobrze. - blondynka odłożyła ostatnią książkę na regał i ruszyła za ladę. 
-Jestem szefową. - oznajmiła, idąc w stronę drewnianych drzwi. -Porozmawiajmy w biurze.

Lucy nadal nie mogła znaleźć pracy. Gdzie dzwoniła mówili "potrzebujemy doświadczonego pracownika", "nie...", "to stanowisko zostało już zajęte", "oferta nieaktualna"... już powoli traciła nadzieję, że ją w ogóle znajdzie.

Usiadła zmęczona na kanapie, w swoim pokoju i wsłuchiwała się u muzykę, dochodzącą z magnetofonu. Trzymała kciuki za Elizabeth, że da radę i dostanie tą pracę. 
Usłyszała jak ktoś puka, kiedy była pauza podczas przewijania piosenki. Wstała i poszła otworzyć drzwi. Otworzyła je - fala gorąca owiała jej ciało - tak zawsze jej organizm reagował na widok Zayn'a Malik'a.
-Cześć. - uśmiechnęła się szeroko.
-Hej. - w uśmiechu podniósł lewy kącik ust, uścisnął ją przy czym cmoknął w policzek.
Chłopak wszedł do mieszkania za Lucy, przyglądając się jej zgrabnym ruchom.
-Cappy? - spytała nalewając sobie soku, ale wiedząc już z przyzwyczajenia, że on uwielbia ten sok, nalała mu go też.
Spotykali się tak często, że wie już bardzo dużo o tym chłopaku - lubi kurczaka, rysuje ją po nocach, jest typem samotnika i lubi ją, ale nie wie jak bardzo.
Wziął od niej szklankę napoju i usiadł na kanapie, koło niej.
-Słuchasz...? - uśmiechnął się szeroko, spoglądając na nią.
-Tak, "More Than This". - potwierdziła. - Bardzo mi się podoba.
-Czuję się zaszczycony. - położył dłoń na klatce piersiowej z zachwytu.
-Co to takiego dziwnego, że podobają mi się wasze głosy? - zapytała zdziwiona. - Macie talenty i je doceniam.
Cmoknął ją w policzek, a w tym samym czasie drzwi ktoś szybko popchnął, aż nieomal wbiegł do mieszkania.
-Zayn! - pisnął Andrew, upadając bezwładnie na podłogę.
Obydwoje poderwali się natychmiast z kanapy i kucnęli koło niego.
-On zemdlał! - krzyknęła przerażona Lucy.

Elizabeth uradowana wbiegła do domu Liam'a. Uśmiechając się szeroko, rzuciła się blondynowi na szyję.

-Udało Ci się?! - spytał, mocno ją do siebie przytulając,
-Tak! - wrzasnęła, cmokając go w policzek.
Okręcił się z nią kilka razy w kółko, wtulając twarz w jej szyję, nie poluźniając uścisku. Przytulali się jakby to nie był ich pierwszy raz, jakby robili to codziennie - w tym momencie wyglądali jak para... pasowali do siebie.

-Rób zdjęcie. - pośpieszała go, klepiąc dłonią w jego plecy.

-Ciii... - uspokajał ją, naciskając na migafkę aparatu.
-Ale będzie... - zachichotała złowieszczo. - Danielle mu da...
-Cicho... jeszcze nas zobaczy i co mu powiemy? - spytał kucając pod oknem. - "Sprzątaliśmy ci pod parapetem, aparatem robiąc zdjęcia?!"
-Rób. - gestem głowy wskazała mu na dalej przytulających się przyjaciół. - Ale z niej suka. - wysyczała.
-Cii... namówiłyście mnie, abym wam pomógł i najbardziej będę miał przesrane. - wyjaśnił, sam zły na siebie, że się w ogóle na takie coś zgodził.

Po kilku minutach odstawił ją na ziemię, szeroko się uśmiechając. Wpatrywał się w jej radosne, niebieskie oczy, przy czym on sam był szczęśliwy.

-Gratuluję. - powiedział w końcu.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. - podskoczyła jeszcze raz z radości. -Ale sobie tam książek kupie. - złapała się za głowę. - Będę pracować w księgarni! - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Uh... - odetchnęła, siadając na kanapę.
-Musimy to uczcić. - postanowił, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
-Jesteś chory. - przypomniała, grożąc mu palcem.
-Dobrze się mną opiekowałaś i już nie jestem. - oznajmił, sięgając po telefon. - A po za tym nie chodziło mi o takie świętowanie. - zaśmiał się lekko. - Chciałem zamówić pizze. - uśmiechnął się, wybierając numer.
-Ah.. - westchnęła, podskakując dalej.
Była tak podekscytowana...teraz będzie zarabiać tylko na siebie, rodzice nie będą jej pomagać. Zaczyna być samodzielna jak młody ptak, odlatujący z rodzinnego gniazda.
"Być wolnym jak ptak"
-Jaką chcesz? - spytał Wiewiórkę, jedną dłonią zasłaniając słuchawkę telefonu.
-Z pieczarkami i sosem czosnkowym. - powiedziała, dalej się uśmiechając.
Liam złożył zamówienie, rozłączył się i usiadł koło przyjaciółki. Przytulił ją do siebie, głaskając delikatnie po głowie, nie wiedząc, że za oknem siedzą jego przyjaciele.
"Wszystko co dobre szybko się kończy, a miało być jak w bajce..."

Położyli go na kanapie. Leżał tu dość długo, a oni niepokoją się, że mogło stać mu się coś poważnego.

-On ma obsesje na twoim punkcie. - powiedziała mulatowi, odgarniając Andrew'owi kosmyki kolorowej grzywki z czoła.
-Fan? - spytał niepewnie.
-Woli chłopaków. - powiedziała szybko. - Więc uważaj na siebie. - ostrzegła go.
-Gej!?
-Tak. Nie ma partnera i jak już zauważyłeś mdleje na twój widok. - zaśmiała się cicho.
Andrew lekko podniósł powieki i podparł się na rękach wstając.
-Miałem dziwny sen... - oznajmił, dalej lekko nieprzytomny. - Śniło mi się, że widziałem Zayn'a Malik'a. - mówił cicho, spoglądając na Lucy.
-Nie śniło ci się to. On jest za tobą. - uśmiechnęła się lekko.
-Że co!? - odwrócił się gwałtownie. - Zayn! - znów pisnął, opadając bezwładnie na kanapę.
-Zemdlał... znowu.
-Chyba to niedobry pomysł, aby do ciebie przychodził.
Zrobiła się zła na Andrew'a, bo to przez niego może stracić kontakty z chłopakiem swoich marzeń.
-Będziesz musiała przychodzić do mnie. - stwierdził.
-Tak. - uśmiechnęła się, marząc, aby zobaczyć nowe rysunki jego autorstwa.
-Więc przychodź do mnie codziennie. - oznajmił. - Jeśli oczywiście chcesz...
-Chcę. - odpowiedziała szybko.
Cmoknął ją lekko w policzek, a kiedy ona się odwróciła, ich spojrzenia spotkały się. Obydwoje nabrali chęci pocałowania się, dotknięcia swoich warg. Zbliżyli się powoli do siebie, brakowało im kilka milimetrów, aby się połączyć.
-Zayn! - krzyknął Andrew, podskakują nagle i kładąc się.
Odsunęli się szybko od siebie, lekko zawstydzeni.
-Ja już lepiej pójdę. - chłopak wstał, zabrał swoje rzeczy i wyszedł.








czwartek, 6 września 2012

Rozdział XVII

Dziewczyny siedziały w salonie, z nogami wygodnie ułożonymi na stoliku. Przed ich nosami widniały gazety, a w ustach trzymały długopisy. Szukały pracy, wspólne pieniądze się już kończyły, więc nie miały żadnego innego wyjścia.
-Nie. - oznajmiła Wiewiórka, zakańczając rozmowę telefoniczną. Złapała pisak i przekreśliła nim pracę "barmanka".
Tyłki je bolały od dwugodzinnego siedzenia i wydzwaniania do pracodawców, miały tego po dziurki w nosie...
-To była już ostatnia gazeta. - wyjaśniła Lucy, wyrzucając ją do śmietnika. - I nic, żadnych słyszących "tak".. dupy jedne! - zaczęła wyzywać każdego człowieka, który jej odmówił.
-Jutro jeszcze popróbujemy. - pocieszyła brunetkę, przytulając ją do siebie.
-Jak tam randka z Niall'em? Nawet nie miałam okazji cię zapytać. - usiadła wygodnie, czekając na opowieść.
-Jak tam randka z Zayn'em? - uśmiechnęła się szeroko. - Byłaś u niego na noc... - przypomniała. - A on ma dziewczynę... -wspomniała i machnęła obojętnie dłonią. - Było bzykanko? - spytała zaciekawiona, znacząco poruszając brwiami.
-Nie, nie było. - zaśmiała się głośno. - Zanocowałam u niego, bo wypiłam piwo. - tłumaczyła się.
-Spaliście razem? - dopytywała.
-Nie, on spał na kanapie, ja w jego łóżku. - przewróciła oczami, dalej się śmiejąc.
-O... - powiedziała z rezygnacją. - A już myślałam. - westchnęła głośno.
-A jak tam z Niall'em? - palcem dźgnęła ją w brzuch.
-Dobrze.. "randka" nad jeziorem, jedliśmy...przytulaliśmy się. - wymieniała.
-A jednak czuję jakiś niesmak. 
-Oh... - jęknęła i zaczęła opowiadać jej to samo co rankiem Liam'owi.
-To nie rań go.
-Kurde, a jak mam tego nie robić?! - spytała, waląc się poduszką. - Jaka ja głupia. - uderzała się w twarz, jeszcze mocniej. - Po co ja w ogóle szłam z nim na tą waszą całą randkę?!
-Uspokój się, Elizabeth. - położyła dłoń na jej kolanie, głaskając je powoli.
-Czemu to zawsze ja muszę wszystko mieć tak.. do dupy?!
-Nie jest do dupy. - uśmiechnęła się pocieszająco. - Jesteśmy w Londynie...
-Którego jeszcze nie zwiedziłyśmy, a jesteśmy tutaj półtora miesiąca. - przerwała jej, śmiejąc się pod nosem.
-Przyjaźnimy się z przystojnymi, sławnymi chłopakami, którzy nas bardzo lubią. - wymieniała dalej.
-Tsa...przyjaźnimy.
-Szukamy pracy, aby same na siebie zarabiać. - uśmiechnęła się szeroko.
-Nie znajdziemy pracy...
-Przestań! - tym razem, to Lucy walnęła ją poduszką.

Elizabeth nie mogła tak tego zostawić . Poszła do najbliższego kiosku, przeszukując wszystkie gazety. Ta! Krzyknęła w myślach, zauważając taką, której jeszcze nie przeglądała. Podeszła do kasy i podobała sprzedawczyni banknot.

-Reszty nie trzeba. - powiedziała i wyszła.
Obydwie miały mało pieniędzy, ale mimo to była miła. Otworzyła gazetę na odpowiednich stronach, jeżdżąc po niej palcem i szukając odpowiedniej dla niej pracy. 
Wystukała numer w telefonie i nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Dzień dobry, ja w sprawie pracy.  - oznajmiła, gdy usłyszała nazwę firmy.
-Dobrze, proszę przyjść jutro do nas o dziewiątej, porozmawiamy. - miły głos w słuchawce, od razu poprawił jej nastrój.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko i podskoczyła ze szczęścia. - Do zobaczenia.
Kiedy pracodawca rozłączył się, ona pisnęła, aż przechodni odwrócił się, aby spojrzeć na wariatkę. Uśmiechnęła się lekko i ruszyła do domu .


Zapukała do drzwi i słysząc zaproszenie, weszła do środka. Przy kuchence stał Liam w fartuszku z wymalowanym na nim ciałem mięśniaka, z ciasnych slipkach.
-Cześć. - cmoknęła go w policzek i spojrzała w garnki. - No, wystarczy, że nie ma mnie kilka godzin, a ty już łamiesz zasady. - zaśmiała się, wąchając kuszący zapach jego perfumów, który wywołał u niej dreszcz. 
-Hej. - zaśmiał się lekko. - Niall zapowiadał, że wpadnie. - wyjaśnił. - Muszę coś zrobić w dużych ilościach, inaczej wyjadłby mi całą zawartość lodówki. - zaśmiał się jeszcze głośniej.
Jaki on słodki, pomyślała uśmiechając się lekko.
-Mam dobrą nowinę. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Dostałaś pracę?!
-Nie, nie jest, aż taka dobra. - złożyła usta w podkówkę. - Oddzwoniłyśmy wszystkich i "nie" lub "nie". - przedrzeźniała ich. - Ale jutro mam "przesłuchanie". - kolejny raz podskoczyła z radości, klaszcząc.
-To wspaniale! - przytuliła ją mocno do siebie, uniósł ją ponad ziemie i zakręcił się z nią w kółko.
-Tak, wiem. - uśmiech nie schodził z jej twarzy, uścisnęła go jeszcze mocniej, nie chcąc się od niego odrywać.


Lucy nie tracąc czasu poszła do chłopaka, który nocami rysuje ją, może i to jest dziwne, ale dla niej słodkie. Wszystko jest dla niej słodkie co związane z gejami, policzkami Elizabeth... i oczywiście Zayn'em. Zabiłaby się dla niego.
Delikatnie zapukała do drzwi, a kiedy dostrzegła jak na klamkę ktoś naciska, uśmiechnęła się lekko. Za drzwiami stał Harry. Jak zawsze seksowny, z tym urokiem, który podbijał serca wielu dziewczyn i  kobiet, ale na żadną z kuzynek on nie działał. Uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje śnieżno-białe zęby.
-Y..cześć. - brunetka zawstydzona, przełknęła ślinę. - Jest Zayn?
-Cześć. - powiedział bez żadnego problem, z porównanie do Lucy. - Nie, ale zaraz przyjdzie. Wejdź. - odsunął się na bok i gestem ręki zaprosił ją do środka. - Poszedł do sklepu. - wytłumaczył.
-Tym razem ochroniarz nie robi mu zakupów? - zaśmiała się, pozwalając, aby Harry zdjął z jej barków dżinsową kurtkę.
-Charles ma wolne. - również się zaśmiał, odwieszając ubranie na drewniany wieszak. - A po za tym, to ja go wysłałem, po mąkę. Głupol nawet tego w domu nie ma.
-Gotujesz? - spytała zdziwiona, idąc za  nim do kuchni.
-Tak, chciał, abym zrobił mu ciasto czekoladowe. - oznajmił, zawiązując fartuch .
-Powinnam już przyzwyczaić się do tego, że co drugi Londyńczyk umie gotować i lubi to robić. - uśmiechnęła się, przyglądając mu się z jakim zaangażowaniem Styles ugniata maleńki kawałek ciasta.


Do domu roznosiły się śmiechy i chichy. Mulat niepewnie wszedł do kuchni z kilogramem mąki. Harry i Lucy, obydwoje w fartuchach, z lampkami wina w dłoniach, śmieli się bezustannie. 
-Albo.. to właśnie Zayn ogląda najwięcej pornoli z naszej piątki. - tłumaczył roześmiany.
Malik palił się ze wstydu. Musiałeś to jej mówić?! Wyzywał go w myślach.
-Naprawdę? - spytała zdziwiona. - Mi on wydaje się taki spokojny...ale mimo wszystko przystojny buntownik. - powiedziała poważnie, po czym wybuchła śmiechem, kładąc dłoń na ramieniu Loczka.
-Cześć. - chłopak wszedł do pomieszczenia, posyłając groźne spojrzenie przyjacielowi, po czym spojrzał na śliczną brunetkę i uśmiechnął się do niej olśniewająco.
Na sam jego oburzający widok zaczerwieniła się, próbowała schłodzić policzki zimną puszką napoju, która przed chwilą została wyjęta z lodówki, przez Harry'ego, ale to nic nie dawało.
-Hej. - powiedziała, uśmiechając się nieśmiało.
-Co tak się śmiejecie, co? - zapytał podchwytliwie, spoglądając na twarze przyjaciół.
-My się śmialiśmy? - zdziwiony Styles, spojrzał na Lucy nie wiedząc o co chodzi. - Chyba ci się zdawało. - zaprzeczył.
-My się w ogóle nie śmieliśmy. - dziewczyna pokręciła przecząco głową, chichocząc.
-Yhym. - Mulat uśmiechnął się szeroko, klepiąc mocno przyjaciela w plecy. - Twoja mąka. - wbił mu ją w brzuch.

____________________________________________________________________

Przepraszam Was wszystkich, że nie dodawałam, aż 3 dni, wiecie szkoła.. pierwsze zadania domowe. Dodaje rozdziały tak szybko jak mogę, przynajmniej próbuję. I takie sytuacje zapewne teraz będą zdarzały się częściej, za co z góry przepraszam. 
Oczywiście cieszę się bardzo za każdy komentarz, który motywuje mnie do dalszego pisania. Dziękuję Wam, za to, że czytacie oto opowiadanie.
 Jeśli macie jakiekolwiek pytania możecie napisać do mnie na twitter'ze, a jeśli followniesz mnie, to piszcie do mnie! 
@Direction_Ninja


poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział XVI

Chłopak siedział na kanapie, a kiedy drzwi od jego mieszkania otworzył się, on nie zareagował.
-Cześć, kotku. - Jeremy usiadł koło niego, kładąc dłoń na kolanie towarzysza.
Dziewiętnastolatek przełknął gulę śliny, stojącą w gardle i ciężko westchnął. Jeszcze nigdy nie zrywał z chłopakiem, to oni zawsze go rzucali, no może ostatnim razem, to on rozstał się z blondynem. A Jeremy... on może być jego przyjacielem, na pewno nie towarzyszem przez resztę jego życia. Nie jest dobrym partnerem. Woli samotność.
-To już koniec. - szepnął, spoglądając na chłopaka. - Nie jesteś tym jedynym. - tłumaczył.
Jeremy był szalony, głupi, zakręcony... ale miał serce. Zależało mu na tym związku, nie chciał tego wszystkiego stracić.
-Andrew? - spytał niepewnie z łzami w oczach, ostrożnie ujął jego dłoń w swoje.
-Przykro mi. - wstał i ruszył do swojego pokoju. 
Drzwi zamknął na klucz i rzucił się na idealnie pościelone łóżko.
Płakał. Nigdy nikogo nie zranił, na pewno nie świadomie, a teraz to zrobił. Nie chciał go skrzywdzić, ale to uczynił. 
Jeremy cicho szlochał, przecierając twarz dłońmi. Wstał i wyszedł z domu byłego partnera.

To pomieszczenie nie należało do najjaśniejszych, światło dostawało się tutaj tylko przez okno w dachu, nad łóżkiem.

Lucy przekręciła się na drugi bok, ale już przebudzona nie mogła zasnąć. Po woli otworzyła oczy i zdała sobie sprawę, że leży w łóżku Zayn'a, w czarnej pościeli, przesiąkniętej jego perfumami. Wyczuła ten przyjemny zapach z przyjemnością. Podniecały ją męskie perfumy, a ten wyjątkowo mocno. Usiadła, przeciągając się. Dżentelmen, pomyślał, zauważając, że znajduję się sama w łóżku. Zainteresowało ją biurko, na przeciwko niej - raczej kartki, leżące na nim. 
Wstała i ruszyła w ich stronę. Delikatnie, aby niczego zniszczyć, podniosła jedną z nich, leżącą na wierzchu i zaczęła się jej przyglądać. Na niej narysowany był portret. Jej. Każdy szczegół był zachowany, każda kreska znajdowała się w odpowiednim miejscu.
Kolejka kartka również poświęcona była jej i kolejna...
-Nie śpisz. - zauważył, wchodzący do pokoju, Zayn. Widząc ją stojącą uśmiechnął się.
Odłożyła rysunek na miejsce, a mając przed sobą go półnagiego, zarumieniła się.
-Przyszedłem po spodnie. - oznajmił. Wyjął kremowe, z wysokiej półki, w której panował nieład i wsunął je na siebie.
-Co to? - spytała z uśmieszkiem na twarzy, wskazując na kartki.
Podszedł do niej jeszcze bliżej, marszcząc brwi z zamyślenia.
-Rysunki. 
-A co to za kobieta? - dopytywała. - Taka znajoma twarz. - dodała, przechylając głowę, aby jeszcze lepiej jej się przyjrzeć. 
-Ah... to ty. - uśmiechnął się. - Zawsze rysuję nowo zapoznane mi osoby. - skłamał.
-Masz też rysunek Elizabeth?
-Nie...nie zdążyłem narysować. - zająkał się i lekko zarumienił. 
-O... - zachichotała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Ładnie wyglądasz w mojej koszuli. - odsunął się od niej, aby widzieć ją całą.
Seksowna i piękna, pomyślał, oblizując usta.
-Och, już zdejmuję. - ruszyła do łazienki, sięgając po swoje ciuchy, na krześle.
-Nie! Nie musisz. - zaprzeczył. - Możesz jeszcze w niej chodzić, a jeśli ci się podoba, możesz ją wziąć. - zaproponował.
-Ładna jest... - naciągnęła ją i chwyciła za rogi jak słodka dziewczynka.

Elizabeth weszła do domu przyjaciela, z lekkim zakłopotaniem. Liam słysząc zamykanie się drzwi, wyszedł na korytarz, aby zobaczyć dziewczynę.

-Nareszcie. - cmoknął ją w policzek na przywitanie. - Tak się stęskniłem.
Widząc jej smutek, przytulił ją mocno di siebie. Wtuliła twarz w jego klatkę piersi, a on brodę oparł o jej głowę.
-Co się stało? - spytał. - Aż taka zła randka? - dopytywał, idąc z nią w stronę salony, aby usiąść wygodnie na kanapie.
Kiedy oni już usiedli ona nadal była cicho, westchnęła, a blondyn patrzył na nią z zainteresowaniem.
W głębi duszy był zazdrosny. Od wtedy, kiedy chciał ją pocałować, pod prysznicem, czuł coś więcej nić przyjaźń. Bał się tego uczucia.
-Nie, było świetnie. Pojechaliśmy nad jezioro, Niall zrobił piknik... - tłumaczyła.
-To czemu jesteś smutna? 
-No bo.. ja nie czuję do niego nic więcej niż przyjaźń...
-Pocałował cię?! - zdenerwowany i zazdrosny ścisnął dłoń w pięść. 
-Nie. - zachichotała, ale od razu umilkła. - Po prostu, ja nie chcę go ranić. 
-Och. - przytulił ją do siebie. - Mogę spróbować mu to jakoś powiedzieć. - zaproponował, czule głaskając ją po lokach, które uwielbiał.
-Nie, nie trzeba. Sama sobie dam jakoś radę. - zapewniała go.

Eleanor skończyła swoją rozmowę z przyjaciółką, mówiąc jej co u nich słychać. Nerwowo postukała telefonem w otwartą dłoń. Usiadła na leżaku obok mokrego Louis'a, zamyślona.

-I jak tam u Danielle? - spytał zaciekawiony.
-Dobrze, mówi, że dużo nowych znajomości nabyła...
Brunet opatulił się ręcznikiem, wpatrzony w przejrzystą wodę w basenie.
-Kochanie, pomożesz nam? 
-Wam?! W czym?! - spytał zdziwiony.
-Muszę obserwować Liam'a. - wyjaśniła. - A tobie mówi o wszystkim. - uśmiechnęła się lekko.
-Obserwować?!
-Sprawdzać...Danielle niepokoi się, że tak przebywa z tą Elizabeth. - pomachała przecząco głową. - Nie lubię tej...Elizabeth! - wysyczała.
-Kochanie, przesadzacie. - zaśmiał się.
-Louis! Zrób to dla nas, zapytaj się tylko o tą lafiryndę, on ci już wszystko opowie, jesteście przyjaciółmi. - namawiała go.
-Och, no dobra. - westchnął ciężko.
-Dziękuję. - cmoknęła go w policzek, wstała, podeszła do basenu i wskoczyła do niego.
-Te kobiety...

Elizabeth Black - dziewczyna nienawidząca ranić ludzi, tak sobie powtarzała w myślach, dopóki Liam włączył film Kaith, romantyczny, pasujący do nich obojga, żaden z nich nie wiedział co czuje, a tym bardziej Wiewiórka.

-On umarł! - Elizabeth wydusiła, topiąc się we własnych łzach.
-Umarł. - potwierdził. - Nie płacz, bo ja będę płakał. - przytulił ja do siebie, pozwalając, aby zamoczyła jego bluzkę.
-Pojechała do Londynu... na ten zjazd. - łzy spływające po jej policzkach, przybrały wielkość grochu.
-Za raz będę płakał. - wspomniał, udając, że wyciera mokre policzki.
-Jesteś mężczyzną, mężczyźni nie płaczą. - zaszlochała. - Lubię kiedy mężczyzna umie okazywać uczucia, ale nie płacz! - pogroziła mu placem, przed nosem.
Lekko złapał jej palce i zniżył go, aby widzieć jej twarz. Delikatną, piękną, w której się zauroczył. Trzymał jej dłoń, a drugą, opuszkiem palców roztarł łzy, spływające po jej policzku. On jest inny... pozytywnie inny.
-Nie płacz. - powtórzył, uśmiechając się lekko.