czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział XIV

Elizabeth zaspana, chwiejnym krokiem wyszła z sypialni, kierując się do łazienki. Otaczający ją spokój przerwało ciche chrapanie, przez które dziewczyna lekko podskoczyła. Obejrzała się do tyłu - Lucy leżała na kanapie, nakryta kocem, a Zayn, który zakłócał ciszę, spał na miękkim dywanie, oparty o jedną z dużych poduszek. Dla Elizabeth, każdy z tej piątki utalentowanych chłopaków wyglądał słodko, kiedy spał i każdego mogłaby zabrać ze sobą do łóżka. Uśmiechnęła się na widok tej dwójki i poszła dalej.
Na paluszkach zjadła śniadanie i ubrała się. Było bardzo wcześnie, więc mozolnie ogarnęła swoją fryzurę, która jak zawsze przypominała czuprynę lwa, następnie wyszła z kamienicy. Pobłądziła sobie po zimnym Londynie, po czym otworzyła drzwi do domu Liam'a kluczami, które sam jej wręczył. Nie miała ochoty na nic, rzuciła się bezwładnie na kanapę i zasnęła.

Leniwy Payne ruszył do kuchni. Zatrzymał się koło kanapy i spojrzał na dziewczynę. Rude włosy związane w luźnego koka, z którego kosmyk włosów opadał na jej twarz. Uśmiechnął się i podszedł bliżej. Nachylił się, wyciągnął dłoń i opuszkiem palca przejechał po jej delikatnej cerze. Cmoknął ją w czółko i usiadł na fotelu, aby przyglądać się śpiącej Elizabeth. Powierciła się, podniosła ciężkie powieki i uśmiechnęła się na widok przyjaciela.
-Dzień dobry. -powiedział cicho, aby nie denerwować jej hałasem.
-Cześć. - usiadła na kanapie, przeciągając się i ziewając. -Chrapałam? - zaśmiała się lekko.
-Nie. - również się zaśmiał. - O której przyszłaś? -spytał zaciekawiony.
-O czwartej. - oznajmiła. - Nie mogłam zasnąć, ale ty masz wygodną kanapę. - jeździła po niej dłonią, podziwiając jej miękkość.
-Sam wybierałam... - pochwalił się.
Uśmiechnęła się, przenosząc wzrok z kanapy na osiemnastolatka.
-Wiesz czemu Niall nie odbiera telefonów? - zapytała.
-Miał wyjechać do Mullingar, może ma wyłączoną komórkę, albo zostawił ją w domu. - podsunął, unosząc jedną brew pytająco. - Wczoraj, albo dzisiaj miał wrócić.
-Och, dzisiaj się do niego wybiorę. - oznajmiła, wstając z miejsca. - A teraz muszę pilnie do toalety. - zaśmiała się, szybkim krokiem kierując się w stronę wygodnego kibelka.

Lucy wierciła się nieustannie, próbując wygodnie się ułożyć, ale nie mogła. Usiadła, długo ziewając. U jej stóp spał skulony Zayn, przytulający się do pustej butelki wina. Uśmiechnęła się lekko i narzuciła na niego koc, którym przed chwilą sama była nakryta. Gdyby była choć trochę świadoma tego co robiła, rozłożyłaby wersalkę, aby obydwoje wygodnie mogli zasnąć, ale tak to jest kiedy pije się alkohol, w dodatku w towarzystwie takiego przystojniaka jak Zayn Malik. Po chwili patrzenia na przystojną twarz chłopaka, poszła do swojego pokoju po jeszcze jedno nakrycie.
Kiedy wróciła, on siedział na podłodze, przyglądając się jej sylwetce. Usiadła koło niego i się zaśmiała.
-A chciałam zrobić ci zdjęcie. - walnęła pięścią w kolano.
Posłał jej pytające spojrzenie, podnosząc jeden z kącików ust w uśmiechu.
-Fajnie wyglądałeś z swoją kobietą jak spałeś. - zaśmiała się, wskazując na butelkę.
Chłopak wybuchł śmiechem.
-Połóż się jeszcze. - poleciła mu. - Ja też... - ziewnęła, podnosząc się. - Wstań. - poprosiła go.
Zrobił to i wraz z nią rozłożył kanapę, na której się położyli i nakryli kocami. Mulat zamknął oczy i pozwolił sobie poczuć jej zapach, a ona wpatrywała się w niego. Dwu dniowy zarost, którym drapał poduszkę,i po którym brunetka tak bardzo chciałaby przejechać dłonią. Kolczyk w uchu, na który sam widok uśmiechała się i jego usta, w których z przyjemnością zatopiłaby się... Uśmiechnęła się jeszcze raz i po woli zamykała oczy.
-Lucy? - spytał cicho.
-Tak?
-Jesteś fajna.  - oznajmił, unosząc jedną powiekę, aby na nią spojrzeć.
Wzięła głęboki wdech, po którym buchnęła w nią fala gorąca.
-Dziękuję. - zaśmiała się lekko, otwierając oczy.
Kiedy napotkała jego  spojrzenie, zarumieniła się, patrzał na nią i nie przestawał, a ona o tym wiedziała. Podniosła wzrok, spoglądając w jego złote oczy. Wiele dziewczyn zabiłoby się, aby być na jej miejscu, ale to ona jest Lucy Wigmore - szalona dziewiętnastolatka, nazywana przez wielu ludzi "wariatką".
-Ty też jesteś...fajny. - uśmiechnęła się lekko.
Kopnęła go w nogę, posyłając mu groźne spojrzenie.
-Śpij!
-Już, dobrze, dobrze. - wystawił jej język, układając się do snu.
Ona już nie będzie mogła zasnąć. Zbyt bardzo ją pobudził - sobą. Nawet gdyby wskoczyła do basenu z lodowatą wodą, nie ochłodziłaby się.

Na podjeździe, przed domem Niall'a stał czarny mercedes, co oznaczało, że osiemnastolatek znajduję się w nim. Zapukała do drzwi i czekała, aż jej otworzy. Nacisnął na klamkę i pociągnął ją do siebie, stała za nimi Elizabeth. Uśmiechnął się szeroko, wpatrując się w jej błękitne oczy.
-Cześć. - powiedziała pierwsza.
-Hej. - cmoknął ją w policzek i zaprosił ją do środka.
-Przyszłam, bo chciałam sprawdzić czy wszystko ok. - oznajmiła. - Nie odbierałeś telefonu. - dodała.
-Wyjechałem do rodziców i zapomniałem wziąć ładowarki do telefonu. - wyjaśnił, wskazując jej miejsce na kanapie, koło siebie. -  Przed chwilą wróciłem. - powiedział co wyjaśniło torby podróżne w korytarzu. - Ale słyszałem wiadomość, że nie możesz iść na kręgle. - posmutniał.
-Tak.. przepraszam, po prostu zmieniły mi się plany.- skrzywiła się. - Och, przepraszam. - powtórzyła.
-Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się lekko. - A co robisz dzisiaj wieczorem? - uniósł pytająco brew, co ją rozśmieszyło.
-Hm... zaczekaj sprawdzę grafik. - udała, że trzyma go w dłoni, po czym go wyrzuciła. - Tak, znajdzie się czas. - zaśmiała się.
-Teraz bez odwrotu,przyjdę po ciebie i... - uśmiechnął się. - Ja coś wymyślę.
Odwzajemnił jego uśmiech i już nie mogła doczekać się co "wymyśli".





wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział XIII

"Nic nie sprawi, że się załamię"

Za oknem padało, ludzie chodzili pod parasolami, a emeryci siedzieli na wyrandach, przyglądając się kroplom wody, bo oni nie mają już nic do stracenia. Codziennie robią to, aż do śmierci.

Lucy biegła po kałużach, śmiejąc się. Od stup, do czubka głowy była cała mokra. Jej czarne trampki przesiąknęły wodą. Wybrała się do sklepu, w tą ulewę, miała zamiar kupić wino i samotnie delektować się jego smakiem. Opanowana weszła do budynku, poprawiła na sobie mokre ubranie i weszła w dział alkoholowy. Sięgnęła po jedno z droższych win, padło na czerwone i ruszyła do kasy. Kolejki były jak zawsze ogromne i mozolne, co doprowadzało ją do szału, ale i tak nie miała zamiaru, aby to ją rozgniewało.
Wiele czasu nie minęło, kiedy znalazła się przed sklepem. W podskokach ruszyła przez parking.
-Lucy! - zawołał za nią męski głos.
Udała, że go nie słyszy i przyśpieszyła, ale on nie dawał za wygraną.
-Lucy! - krzyknął jeszcze raz, biegnąc za nią w tą ulewę.
Niechętnie odwróciła się, a na sam jego widok bicie jej serca przyśpieszyło.
-Cześć. - powiedział sapiąc, kiedy był już przy niej.
-Hej. - uśmiechnęła się lekko, nie czując już tej złości do niego.
Odpłynęła jak tylko go zobaczyła. Ma taki kojący uśmiech, pomyślała.
-Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdził. - Przeszło tydzień. - dodał.
-Liczysz?
-Może.. - powiedział tajemniczo. - Chcesz tak stać tutaj? - zapytał, wskazując na deszcz.
-Nie przeszkadza mi. - machnęła obojętnie dłonią, w której trzymała butelkę.
-Zachorujesz. - wziął ją pod ramie, zdjął z siebie skórzaną kurtkę i założył jej na barki. - Chodź do samochodu.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo kiedy zebrała słowa w zdanie, on otwierał jej drzwi do terenowego Volvo.
-Za raz przyjdzie Charles. - uśmiechnął się, a kiedy napotkał pytające spojrzenie towarzyszki, dodał: - Ochroniarz, poszedł kupić kilka rzeczy.
-Ok, więc masz ochroniarza, który robi ci zakupy. - stwierdziła.
-Masz zamiar pić? - spytał, wskazując na butelkę.
-Kosztować. - poprawiła go.
-Mogę się przyłączyć? -  poruszał śmiesznie brwiami, uśmiechając się szeroko.
-Tylko twój uśmieszek przekonał mnie do tego, abyś się przyłączył. - wystawiła mu język.
-Więc będę uśmiechał się cały czas, może przekonam cię do czegoś jeszcze. - szczerzył się nieustannie.

Minął już tydzień odkąd Liam jest chory, a dzięki niemu cała piątka jest wolna od występów, wywiadów, sesji, ale chłopak nadal kaszle i to niepokoi jego nową przyjaciółkę.

On cały czas leżał w łóżku, albo na kanapie, przykryty stertą kocy. Tak, Elizabeth jest nadopiekuńcza. 
-Po co wstajesz? - spytała, kiedy ten podniósł się lekko.
-Chciałem zrobić sobie płatki. - wyjaśnił, wsuwając na stopy kapcie.
-Zrobię ci. - stanęła koło półki, wyjmując z niej garnek, aby zagotować w nim mleko.
-Nie. - zaprzeczył. - Przemęczasz się i to ty wylądujesz w szpitalu jeśli nie przestaniesz. - oznajmił.
-Siadaj. - pogroziła mu nożem, którym chciała otworzyć opakowanie płatków czekoladowych. Odwróciła się i zaczęła przygotowania.
-Nie. - stanął za nią, delikatnie wyjmując z jej dłoni ostrze.
Ona dalej trzymała go mocno, przyglądając się jego męskim dłoniom.
-Bo co mi zrobisz, mięśniaku? - zaśmiała się.
-Przykuję do kanapy. - złowieszczo zaśmiał się.
-Też jestem silna. - wystawiła mu język, nie pozwalając oddać mu noża.
-Zobaczymy jak bardzo. - złapał ją za biodra i podniósł do góry. Przewiesił przez ramie, jakby ważyła jakieś pięć kilo. - Masz się stąd nie ruszać. - położył ją na kanapie, grożąc jej palcem, powoli wyjmując z jej dłoni nóż. -Ja zrobię nam jeść, a ty tu leż. - pogłaskał ją po głowie niczym małe dziecko, po czym ucałował w czoło. - Leż tutaj. - powtórzył i ruszył do kuchni.
Zaśmiała się pod nosem i usiadła. Zagryzła dolną wargę,  przyglądając mu się. Ma coś w sobie co przyciąga, stwierdziła.
Rzuciła mu się na plecy, śmiejąc się.
-Jesteś chory!- krzyknęła.
-Miałaś tam leżeć. - wspomniał, podtrzymując ją, aby nie spadła.
-Chciałbyś! - kopnęła go w tyłek.
-Teraz pożałujesz. - dalej ją trzymając pobiegł z nią do łazienki, wszedł pod prysznic i puścił wodę. -A masz! - zaśmiał się i zaczął ją oblewać, nie uwalniając z uścisku.
-Liam! - krzyknęła roześmiana, próbując mu uciec.
-Co? - spytał, odwracając ją tak, aby spojrzała na niego.
Nagle wszystko umilkło dla nich. Ona spojrzała w jego czekoladowe oczy, a on w jej niebieskie, obydwoje pragnąc przez kilka sekund czegoś więcej.
-Jestem mokra. - szepnęła, nie odrywając wzroku, od jego pięknej twarzy.
-Widzę. - uśmiechnął się lekko, spoglądając na jej za różowione usta, po których spływała jedna, samotna kropla wody. Ona również się uśmiechnęła, kiedy dotknął jej twarzy opuszkiem palca. Podobało jej się z jakim zainteresowaniem na nią patrzy, ale ona nie była taka - nie pocałuję go, on ma  dziewczynę - pomyślała.
-Puścisz mnie? - domagała się.
-Jeśli się położysz, a ja zrobię nam jeść. - uśmiechnął sie przebiegle, dalej wzrok mając wbity  w jej wargi.
-Jesteś chory. - wspomniała. -Puścisz?
-Jak powiesz, że będę mógł zrobić nam jeść. - powtórzył.
-Dobra. - zaśmiała się, dotykając jego dłoni, które utkwiły na jej biodrach.-Puścisz?
Rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogła wyjść spod prysznica.

Zayn po raz kolejny napełnił literatki krwistym winem. Podał ją brunetce uśmiechając się tajemniczo. Charles pojechał do swojego domu, tylko przy pomocy łapówki, którą wręczył mu mulat. Moim obowiązkiem jest cię chronić, nie mogę jechać, mówił.

-Ładna ta twoja Perrie. - skłamała osiemnastolatka, przyglądając się naczyniu, z którego piła.
Chłopak się zaśmiał, odkładając telefon na stół, aby nie wbijał mu się w pośladek.
-Nie jest moja. - powiedział to, ponieważ był pijany.
Spojrzała nagle na niego, rozkojarzona.
-Jak to nie jest twoja? - spytała, śmiejąc się nerwowo.
-Bo to jest tak.. chodzę z Perrie, po to, aby wypromować "Little Mix", między nami jest tylko przyjaźń, a wszystko co robimy jest na pokaz. - wyjaśnił. - Tylko nikomu nie mów. - pogroził jej palcem.
-Dobrze. - uśmiechnęła się lekko.
W tym czasie Elizabeth weszła do mieszkania, a na widok Zayn'a uśmiechnęła się.
-Dobrze siostro. - powiedziała bezgłośnie, unosząc kciuki do góry. - Witam. - po chwili odezwała się, ruszając do swojego pokoju, aby im nie przeszkadzać.
-Cześć. - przywitali się jednocześnie z Wiewiórką.
-Nie przeszkadzajcie sobie...- pomachała obojętnie dłonią.
Osiemnastolatka rzuciła się na łóżko. Dalej denerwowało ją to czemu Niall się nie odzywa. Czuje, że sprawiła mu przykrość i ją to bardzo boli. Jutro pójdę do niego, postanowiła.








czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział XII

Liam tego dnia siedział na kanapie, oglądając telewizję. Czuł jakby czegoś zapomniał, ale nie wiedział czego. W TV nie puszczali żadnych seriali i filmów, które mógłby go zainteresować, więc przełączył na kanał muzyczny. Podszedł do lodówki, otworzył ją i wyjął zimną puszkę napoju.
Pod bluzką poczuł ciepłe dłonie, które zataczały kółka, na jego brzuchu, zjeżdżając na dół.
-Zapomniałeś o mnie. - kobiecy głos wyszeptał mu do ucha.
-Nie zapomniałem o tobie, kocham Cię. - uśmiechnął się szeroko.
Dziewczyna wsunęła dłonie do jego spodni, ujęła go i delikatnie wyjęła.
-Tęskniłem za tobą, Elizabeth. - odwrócił się, aby spojrzeć na dziewczynę, za którą od dłuższego czasu szalał.
-Ja za tobą też, głuptasie. - zachichotała cicho. Stanęła na palcach i cmoknęła go lekko w usta.
On domagał się więcej. Objął ją w talii i przyciągnął ją do siebie.
-Pragnę Cię...

Poderwał się z łóżka, dysząc głośno. Po jego skroni spływało kilka kropli potu, a on sam był rozgrzany. Podobało mu się i to było najgorsze. Czuł jakby zdradził Danielle...

Wstał z łóżka, nie czuł nóg od tego podniecenia, podczas snu. Ruszył do jednej z półek, wysunął szufladę i wyjął czyste bokserki, po czym je założył.
Wyszedł na korytarz i nie rozglądając się na boki, pobiegł do łazienki. Opukał twarz zimną wodą i usiadł na chłodnych kafelkach. Jego oddech nadal był niestabilny, odczuwał jakby przed chwilą uprawiał dobry seks.
Siedział tam jeszcze trochę, a kiedy doszedł już do porządku, ubrany wyszedł do przyjaciółki.
-Cześć. - uśmiechnęła się lekko. - Nic ci nie jest? - spytała opiekuńczo, podsuwając mu talerz z kanapkami i herbatkę z miodkiem.
-Czemu miałoby mi się coś stać? - wziął kęs śniadania, podnosząc pytająco brew.
-Dziwne odgłosy odchodziły z twojej sypialni. - zachichotała. - Dyszałeś i krzyczałeś, że aż słyszałam to w kuchni. - oznajmiła. - Może tam jakaś dziewczyna siedzi u ciebie w szafie, ha? - zaśmiała się.
-To tylko zły sen. - skłamał. - Łyżeczki latały i chciały mnie przygnieść. - zaśmiał się nerwowo.
Zły sen? Ciekawe czemu krzyczałeś "Elizabeth zerżnę cię na śmierć!",pomyślała śmiejąc się pod nosem.
Usiadła na przeciwko niego, wyjmując telefon z kieszeni.
-Cześć. - powiedziała po długim sygnale, do słuchawki telefonu. - Tutaj ja, Elizabeth, przepraszam Cię Niall, ale nie będę mogła dzisiaj iść na kręgle. Przepraszam... bardzo, bardzo, bardzo. Mam nadzieję, że nie będziesz smutny, spotkamy się kiedy indziej. Jeszcze raz przepraszam. - rozłączyła się, wzdychając.
-Czemu odwołałaś te "spotkanie"? - spytał zdziwiony.
-Ciebie też przepraszam, ale dzisiaj muszę być szybciej w domu, przepraszam. - powiedziała za jednym tchem.
-Trudno... a coś się stało? - dopytywał.
-Nic poważnego. - wymusiła uśmiech. - Myślisz, że Niall będzie smutny?
-Trochę... - skrzywił się.
-Och..! A ty będziesz smutny? - spytała, siadając na kanapie.
-Bardzo. 
Nie kłamał, będzie mu smutno, kiedy jej nie będzie. Jakby to ująć ... polubił ją, przyzwyczaił się do niej.
-Miałeś powiedzieć "nie"! Teraz jestem zła sama na siebie...
-Chyba nie jest, aż tak źle? - usiadł koło niej i przytulił ją do siebie.
-Dam sobie radę... ale żal mi Niall'a, o jest taki...słodki. - rozczuliła się. - Czuję się, jakbym zbiła małego szczeniaczka, on się tak starał. - westchnęła, wtulając się w przyjaciela.
-On też da sobie radę, jest dużym mężczyzną. - zaśmiał się, po woli jeżdżąc dłonią po jej plecach.
Do domu weszła Eleanor, a na widok przytulonej Elizabeth do Liam'a, posłała jej wrogie spojrzenie.
-Przyszłam po niebieską bluzkę Danielle. Byłam u niej w domu, ale jej nie było, więc musi być u ciebie. - oznajmiła.
-Już ci ją daję. - wstał z miejsca i ruszył do sypialni, a za nią szczupła brunetka.
-Ja już pójdę. - Elizabeth złapała torbę. - Pamiętaj o syropie! - wspomniała i wyszła z domu.

-Jestem skarbie! - oznajmiła Wiewiórka, wchodząc do domu. - Mam lody miętowe. - uśmiechnęła się szeroko.
-Dzięki. - uśmiechnęła się lekko i wzięła słodycz.
-I jak się czujesz? - usiadła koło niej.
-Dobrze. - wymusiła uśmiech i położyła głowę na kolanach kuzynki.
-Nie przejmuj się tym dupkiem... drań pierdolony! Gdybym go tak złapała i obcięła mu te jaja! - wymachiwała rękoma, udając, że go bije.
Obydwie zaczęły się śmiać, dalej jedząc lody.
-Kocham Cię, Wiewiórko.- Lucy uśmiechnęła się.
-Ja ciebie też, ty mój Orzeszku. - złapała ją za policzki, śmiejąc się. - Jesteś słodka!
-Ty też Wiewióreczko!
-"Wiewióreczko". - przedrzeźniała ją, wystawiając jej język.
Do drzwi ktoś zapukał, po czym zza nich wyszedł Andrew, z filiżanką w dłoni.
-Drogie skarby, pożyczycie mi cukier? Jeremy do mnie przyszedł, mówiłem mu, żeby kupił, ale z niego taki osioł. - pomachał przecząco głową, przewracając oczami. Zamknął po sobie drzwi. - Dobija mnie, myśli tylko o seksie. - powiedział cicho, oburzony. - All day, all night seks, to jest męczące. Ja chcę prowadzić spokojne życie...już wiem czemu z nim wtedy zerwałem. - stwierdził.
Obydwie się zaśmiały. Elizabeth wzięła od niego filiżankę, nasypała do niej cukru i podała mu ją.
-To zerwij z nim. - poleciła. - Nic na przymus.




wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział XI

Tydzień później

Elizabeth ,tak jak od dłuższego czasu, wróciła późno do domu. Lucy powoli zaczęło to denerwować, bo ona zamiast spędzać ten czas z nią, to siedzi u tego Liam'a i podaje mu leki.

-Nie śpisz jeszcze? - spytała, odkładając kluczyki na półeczkę, koło drzwi do łazienki.
Lucy siedziała na fioletowej kanapie, nakrytą tego samego koloru, puchatym kocem. Spojrzała na nią jak na głupka i powróciła do jedzenia ciasta kokosowego, które zrobił dla niej Andrew.
-Która godzina, żebym miała już spać?! - zapytała zdenerwowana, przełączając kanał telewizyjny.
Wiewiórka spojrzała na wyświetlacz telefonu, z uśmiechem na twarzy.
-Dwudziesta trzecia...
-O dwudziestej trzeciej, w sobotę, powinnam skakać na parkiecie, a nie leżeć w łóżeczku. Nie jestem Liam'uś! - sunęła talerzem, po stole, aż spadł na podłogę, a wszystkie wiórki wylądowały na dywanie. Szybkim krokiem ruszyła do swojego pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi.
-Jesteś zazdrosna?! - poszła za nią, rzucając kurtkę na kanapę.
-A co ja kurwa twój chłopak?! - usiadła na idealnie, pościelone łóżko.
-Jesteś moją kuzynką i powinnaś zrozumieć, że opiekuję się chorym kolegą! - trzasnęła drzwiami  kuzynki i poszła do swojego pokoju.
-Małpa! - wrzasnęła Lucy, rzucając butem o drzwi.
-Słyszałam! - odkrzyknęła, chowając głowę pod poduszkę.
Jeśli któraś z nich miała gorszy dzień, kłóciły się o byle co, wyzywały, wyklinały...ale to dla nich nic specjalnego, ale zawsze jednak w głębi duszy bolało, bo się kochają.
-Nie, no dobra. Przepraszam. - Elizabeth weszła do pokoju siostry ciotecznej, usiadła na krańcu rozłożonej kanapy i przytuliła się do niej. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, nie powinnam cię tak na cały dzień zostawić. Przepraszam. - powtórzyła. - Możesz być zła, ale ja Cię kocham. Jesteś moją Lucy. - zaśmiała się lekko. - Będę teraz przychodzić wcześniej. Obiecuję. - uśmiechnęła się i cmoknęła ją w policzek. - Kocham Cię.
-Och Elizabeth! - Lucy przytuliła ją do siebie mocno i rzuciły się obydwie na łóżko - Kocham Cię i twoje pućki. - złapała ją za policzki.
Zaczęły się śmiać i rzucać poduszkami. Nalały sobie wina, po czym nieświadomie zasnęły.

Elizabeth zajrzała jeszcze raz do kuzynki pokoju, aby się upewnić się czy nadal śpi. Spała, jak mały aniołek. Odłożyła pieczywo do kuchni, zarzuciła torbę na ramię i po cichu wyszła z mieszkania.

Otrzymała od nowego przyjaciela, którym się opiekuje, klucze, więc bez hałasu weszła do jego domu. W kuchni panował chaos, a ona nie mogła na to patrzeć. Zdjęła z siebie bluzę oraz torbę i odłożyła je na kanapę. Sięgnęła po gąbkę, nalała na nią kroplę płynu i wzięła się za stertę brudnych naczyń.

Mulat zapukał do drzwi szczęśliwy, wszedł kiedy usłyszał zaproszenie. Zza rogu wyszła blondynka, a na jej twarzy jak zawsze gościł szeroki uśmiech.

-Cześć. - podeszła do niego i ucałowała go w policzek.
Zayn lubił ją, kiedyś jej pragnął, teraz są tylko przyjaciółmi. Wszystko jest fajne, dopóki Cię nikt do tego nie zmusza, pomyślał kiedyś i teraz było tak w jego przypadku. Wiedziała o tym całym "układzie" i sama stwierdziła, że jest chory, bo on taki był. Musieli udawać zakochanych, aby zespół "Little Mix" stał się popularniejszy. Nie pisali się na to, ale to nie oni decydowali.
-Cześć. - uśmiechnął się lekko. - Zakupy. - wspomniał.
-Idę się ubrać. - Perrie z gracją ruszyła do swojego pokoju.
Chłopak usiadł na kanapę i czekał na "swoją" dziewczynę.

Wiewiórka dostała szału sprzątania. Zmęczona i dumna z siebie, usiadła na kanapie. Napiła się soku i ruszyła do łazienki. Otworzyła drzwi, weszła do pomieszczenia i zamknęła je za sobą.

-A! - krzyknęła, widząc nagiego Liam'a przy umywalce. Odwróciła się natychmiast, zasłaniając przy tym dłońmi oczy. - Przepraszam, ja nie wiedziałam, że tu jesteś... - tłumaczyła zakłopotana. - Ja lepiej już wyjdę. - niezdarnie otworzyła drzwi i nieomal wybiegła z toalety.
Zajęła miejsce na kanapie i złapała się za głowę. Dobra te ma dwadzieścia cztery , stwierdziła, śmiejąc się pod nosem.
-Możesz już iść... - powiedział, kiedy już wyszedł, ubrany.
-Przepraszam, nie chciałam. - wspomniała.
-Nic się, aż takiego nie stało. - zaśmiał się.
Ta, to nic że widziałam twojego pytona, pomyślała.
-Jeszcze raz przepraszam. - uśmiechnęła się przepraszająco i wstała.

Lucy nie miała zamiaru marnować czasu., postanowiła wraz z Andrew'em pochodzić po Westfield i pokupować nowe ciuszki. Pierwsze ze sklepów były męskie.

-Może tą?! Albo tą?! - zastanawiał się dziewiętnastolatek, mając w dłoniach bluzki w zielone i niebieskie paski.
-Fioletowa! - złapała koszulkę leżącą na półce. - Ta jest najlepsza. - uśmiechnęła się szeroko.
-Genialna. - zabrał ją od niej. - Ty poszukaj jeszcze jakieś apaszki, albo kapelusze, a ja idę do przebieralni.
-Dobrze. - ruszyła w głąb sklepu, rozglądając się.- Andrew co Ci jest?! - Lucy podbiegła do niego, widząc jak nieomal mdleje.
-Zayn... - jęknął, wskazując na wejście do sklepu.
Pomimo, że był jak galareta i nie czuł nóg, złapała go za sweter i pociągnęła do tyłu, aby ich nie zauważył. Brunetka zauważyła jak mulat obejmuję  swoją dziewczynę Perrie w talii, obudził się w niej instynkt "zabij ją".
-Chodź.- złapała go za rękaw i pociągnęła do wyjścia.
Po drodze jeszcze raz zerknęła w ich stronę. Przyciągnął ją do siebie i cmoknął  lekko w usta. Dupek.


-Cześć. - farbowany blondynek wszedł do domu, w którym przebywała Elizabeth i Liam.
-Hej. - dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Przybił piątkę z przyjacielem, nachylił się nad siedzącą Wiewiórką i cmoknął ją w policzek. Dziewczyna wzięła głęboki wdech, a następnie wydech.
-Jak się trzymasz? - spytał, zaglądając do lodówki.
-Już trochę lepiej, ale nadal mam kaszel. - powiedział chory, przełączając kanał.
-Też chciałbym mieć taką opiekunkę. - zamarzył Niall i  usiadł koło niej.
Zarumieniła się i sięgnęła po batona, którego kupiła wcześniej.
-Chcesz trochę? - zaproponowała Niall'owi, uśmiechając się zachęcająco.
-Dziękuję. - ułamał sobie kawałek i wysłał jej buziaka.
-Ty! - Liam kopnął go w biodro. - Nie podrywaj mi mojej pielęgniarki!
-Wariaci. - zaśmiała się i poczuła wibracje w kieszeni. 
Wyjęła telefon.
"Przyjdź do mnie. Lucy."
Wstała, poprawiając na sobie ubranie.
-Idziesz gdzieś? - spytał Payne, trzepiąc poduszkę, aby była bardziej okrągła.
-Tak, jest już ciemno... - zaśmiała się niepewnie.
-Odprowadzę Cię. - farbowany blondynek poderwał się na sztywne nogi, uśmiechając się szeroko.
Złapała go za ramię, aby sprawdzić wielkość jego bicepsów.
-Możesz iść.
-Każdego będziesz tak sprawdzać? - zaśmiał się Liam.
-Tak. - odparła i wzięła blondynka pod ramię. - Cześć. - pomachała na pożegnanie i wyszli.
-Ktoś mówił Ci już, że jesteś słodki? - spytała, przytulając się do niego.
-Tak, Katy Perry. - uśmiechnął się, objął ją w tali, idąc dalej.
-To ja Ci mówię, że jesteś mega słodki. - zaśmiała się, nie odklejając się od niego.
Nie mówiła tak, bo chciała mu zaimponować, dla niej on był najbardziej słodkim stworzeniem na tej Ziemi. Lubiła jego uśmiech, jego włosy, a kochała jego błękitne oczy.

-Dobranoc. - cmoknęła go w policzek i ruszyła w stronę kamienicy.

-Elizabeth?! - spytał zdenerwowany, całą tą sytuacją.
-Tak? - odwróciła się, aby na niego spojrzeć.
-Chciałabyś się może wybrać, jutro, ze mną, na kręgle? - wydusił.
-Tak, chętnie. - uśmiechnęła się.
Odetchnął z ulgą, a na jego twarz wypełzł rumieniec.
-Więc do jutra. Dobranoc. - pomachał do niej i szczęśliwy odszedł.




niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział X

Było już dość późno, kiedy Elizabeth wróciła do domu. Księżyc od kilku godzin górował na niebie, oświetlając Londyńskie ulice. Lucy siedziała w swoim pokoju. Wchodząc do niego, od razu czuło się mocny zapach jej perfum, aż ubrania gości nimi przesiąkały. Ściany był pomalowane na dwa różne odcienie fioletu. Przy jednej ze ścian stała kanapa, na której leżały dwie, ogromne poduszki, które nazwała dwoma imionami swoich ulubionych gwiazd popu. Po środku pokoju leżał biały, puchaty dywan, a obok niego długi regał, na którym stał telewizor i radio, z którego puszczała swoje ulubione piosenki. Oprócz ogromnej szafy, biurka i komody, w pokoju znajdował się także wysoki regał na książki. Pokój oświetlało światło, które wchodziło, przez trzy, duże okna. A na fotelu, który stał obok drzwi, leżały ubrania, przygotowane do prasowania. W tym pokoju było całe życie brunetki i trzymała się go jak liny.
-Można? - Wiewiórka delikatnie zapukała do drzwi, patrząc na kuzynkę.
-Wejdź. - uśmiechnęła się lekko, przesuwając się na kanapę, aby Elizabeth mogła koło niej usiąść.
Osiemnastolatka usiadła na fotelu. Siedziały w ciszy, słysząc tylko ciche granie muzyki, którą obydwie uwielbiały.
-Co się stało? - Elizabeth zapytała wreszcie.
Jest wiele osób, które są zamknięte w sobie i we dwie należały do tej gromady. Czasem mówiły sobie o najskrytszych tematach, ale to nie zdarzało się często i właśnie teraz nadszedł ten moment.
Lucy poprawiła nerwowo pierścionek, wpatrując się w niego.
-Nic się nie klei. - stwierdziła, marszcząc brwi z namysłu.
Siostra cioteczna nie miała zamiaru jej przerywać, bo wiedziała, że nic nie zdziała w jej przypadku.
-On ma dziewczynę, a mówił do mnie takim sposobem, jakby chciał mnie zeżreć. - uśmiechnęła się lekko, ale za na jej twarzy rysował się tylko ból.  - A jego oczy płonęły pożądaniem. - powiedziała cicho, prawie niedosłyszalnie dla towarzyszki.
-W książce tak było? 
-Nie ośle! - krzyknęła na nią zdenerwowana Lucy.
-Zayn? - spytała szybko  Elizabeth, nie mogąc się powstrzymać, przed zadaniem tego pytania. - Zayn tak na Ciebie patrzył? - usiadła koło niej, łapiąc ją za dłoń.
Uśmiechnęła się słysząc jego imię, spotkała go dwa razy w swoim życiu, a czuje się jak jakaś wariatka pragnąca tego chłopaka... czuje się jak psychofanka, która w każdej chwili mogłaby rzucić się na niego.
-Tak, Zayn.

Następnego dnia


Już od kilku dni Zayn nie był, aż tak zdenerwowany. Z piskiem opon zaparkował pod willą Simona. Wyszedł z auta i trzasnął drzwiami. Jeszcze dobrze nie doszedł do wejścia, a jak zawsze miła gospodyni otworzyła mu drzwi.

-Witaj Zayn. - uśmiechnęła się szeroko.
Jej uśmiech był kojący, a głos przyjazny i mimo, że miała wiele lat, można byłoby powiedzieć, że jest jak małe dziecko, swoją twarzą potrafi uszczęśliwić nie jedno stworzenie.  Zawsze uczesana w koka i ubrana w kolorowe sukienki.
-Witaj, Carly. - ucałował ją w policzek. - Jest może Simon? - spytał rozglądając się po ogromnym holu.
-W swoim biurze. - powiedziała, łapiąc za poręcz od schodów. - Zaprowadzę Cię.
-Sam trafię. - uśmiechnął się lekko i wbiegł po schodach na górę.
Popchnął drzwi, za którymi siedział siwy "dziadek", rozmawiający przez telefon.
-Zadzwonię później. - oznajmił do słuchawki telefonu, rozłączając się.
-Jak długo mam jeszcze udawać?! - warknął.
-Spokojnie, Zayn. - jak zawsze mówił w pełni opanowany. Sięgnął po kilka kartek, leżących na biurku, przed nim. - Trzy tygodnie. - uśmiechnął się. - Przed tym pójdziecie jeszcze na zakupy i koncert, na którym się pokłócicie. 
-Trzy tygodnie?! - chłopak wrzasnął oburzony.
-Tak. Mieliśmy umowę, pamiętasz?
-Na którą się nie godziłem. - wysyczał.
-Och, Zayn. - mężczyzna poklepał go po ramieniu. - Dasz radę, to tylko trzy tygodnie. - pocieszył go.
-Tylko...
Umowa była taka: "Wypromować zespół Little Mix" i dla dziewczyn i dla chłopaków z obydwóch zespołów, było to głupie, ale to nie oni decydowali. Wypadło na Zayn'a i Perrie...


Elizabeth zawsze o tym marzyła. Zajmować się chorym mężczyzną. Nie jest jej, ale ona i tak się cieszy. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wariatka, ale jej to nie przeszkadzało, też tak o sobie sądziła. Szła zadowolona, a ponieważ, że było już po południu, miała ze sobą syrop i łyżeczkę. Zapukała delikatnie do drzwi, ale nie usłyszała jego zachrypniętego głosu. Weszła, rozglądając się. Leżał, skulony i opatulony kołdrą po samą brodę. Wyglądał tak słodko i niewinnie, że mogłaby go schrupać. 
Usiadła na krańcu łóżka, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę, potem wzrok przeniosła na pokój.
Był jasny, promienny... wszystko można było dostrzec. Cała ściana na przeciwko łóżka, była zastawiona ogromną szafą, po środku z lustrem, dzięki, któremu widziała swoje odbicie. Pod jedną ze ścian znajdowała się duża komoda.  Stało na niej wiele zdjęć, ale najbardziej  uwagę Elizabeth przykuło te po środku. Tą fotografię zrobili, kiedy ich miłość dopiero kwitła, dwa lata temu. Podczas pocałunku, przytuleni, zjednoczeni...
Zazdrościła im, też chciała mieć drugą połówkę, tę odpowiednią.
Odwróciła się do tyłu. Blondyn już nie spał. Uśmiechnęła się lekko, co odwzajemnił.
-Czas na syrop. - usiadła bliżej niego i zaczęła nalewać lekarstwo na łyżkę.
-Łyżeczka?! - spytał przeraźliwie
-No, tak. - zaśmiała się.
-Proszę daj mi z kieliszka. - usiadł, opierając się o dużą poduszkę. - Boję się łyżeczek.
Dziewczyna wybuchła nieopanowanym śmiechem, tarzając się po podłodze. 

____________________________________________________________________

Cześć. Obiecałam sobie, że napiszę do Was przy X rozdziale. Chciałabym wszystkim czytającym tego bloga, serdecznie podziękować. To jest dla mnie naprawdę ważne, że podoba się to Wam. 
Ninja 






piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział IX

Elizabeth wyszła przed kamienice, tak jak od dwóch tygodni. Słońce już wschodziło, a ona lekko uśmiechnęła się na jego widok. Rozejrzała się po okolicy, ale nigdzie nie widziała kolegi.

Po godzinie siedzenia w kuchni, przed oknem, aby patrzeć czy przypadkiem towarzysz nie przybiegł, wyszła na dwór i postanowiła do niego zajrzeć.

Do domu Liam'a miała trzydzieści minut drogi. Zapukała do drzwi i czekała, aż chłopak jej otworzy. Blondyn wychylił się i gestem ręki zaprosił dziewczynę do środka.
-Cześć. - ucałował ją na powitanie.
Ona, nie ukrywając zdziwienia, spojrzała na niego. Jego usta były sine, a sam był blady, aż prawie wtapiał się w ścianę za jego plecami.
-Hej. - wymruczała niepewnie. - Nic Ci nie jest? - spytała, kiedy ledwo doczłapał do kanapy.
-Trochę mnie głowa boli. - powiedział cicho, kładąc się.
-Trochę?! Wyglądasz okropnie. -położyła reklamówkę z zakupami na stoliku. - Jadłeś coś? A może zrobić Ci miętę? - opiekuńczo odgarnęła mu włosy z czoła.
-Herbatki możesz zrobić. - uśmiechnął się lekko i kaszlnął.
Spojrzała na niego przestraszona.
-Może zadzwonię po lekarza? - odwróciła się w jego stronę, kładąc czajnik na ciepłym blacie kuchenki.
-Nie... na razie nie. - odparł dalej kaszląc.
-Na pewno? - dopytywała się, siadając koło niego. - Naprawdę nie wyglądasz najlepiej.
Usłyszała cichy pstryk, co oznaczało, że woda już się zagotowała. Wstała i szybkim krokiem poszła, do kuchni.
-Gdzie trzymasz herbatę? -
-Nad zmywarką. - złapał się za głowę, kiedy napadł ją ostry ból.
-Zalała saszetkę gorącą herbatą i podała mu ciepły kubek, dalej opiekuńczo na niego spoglądając.

Dochodziło do jedenastej, kiedy Lucy myła zęby. Wiedziała, że Elizabeth zajmuje się Liam'em, więc już stwierdziła, że ten dzień spędzi samotnie.

Zalała płatki zimnym mlekiem i usiadła przed telewizorem, przełączając kanały, aby znaleźć coś sensownego.
 "Jak powstają drzwi"
-Tsa... bardzo interesujące. - skomentowała.
Do drzwi, ktoś zapukał. Odłożyła miskę na stolik i ruszyła otworzyć. Pewnie Elizabeth zapomniała kluczy, pomyślała.Za drzwiami stał mulat. Zaczerwieniła się na jego widok. On taki piękny, seksowny, w czarnej kurtce, a ona nieuczesana w szlafroku,  dobrze, że chociaż jestem ubrana,  pomyślała.
-Cześć. - uśmiechnął się olśniewająco.
Nagle straciła mowę, a świat wokół niej zatrzymał się.
-Yy... Cześć - powiedziała, po dłuższej chwili, kiedy podniósł pytająco brew. - Wejdź.
Malik rozejrzał się po salonie i w poczuł zapach świeczek waniliowych, które Elizabeth kupiła ostatnio w markecie.
-Chcesz może coś do picia? - spytała, aby przerwać niezręczną ciszę.
Ten chłopak dobrze wiedział, czego chce i ona też, tylko czasami się gubiła.
Spojrzał na nią z uśmieszkiem, który rozgrzał ją, aż do czerwoności. Być takim przystojniakiem, to wielki grzech. 
-Możesz nalać mi soku. - powiedział, a uśmiech nie schodził z jego ciemnej twarzy, o której myśli tyle nastoletnich serc.
Dziewczyna sięgnęła po szklankę, nalała sobie i gościowi soku. Najchętniej to uciekłaby gdzieś bardzo daleko, bo nie czuła się komfortowo, czuła jakby zjadał ją wzrokiem.
-Proszę. - podała mu napój i usiadła koło niego na kanapie.
-Mam coś twojego. - powiedział w końcu, sięgając do kieszeni w kurtce.
Spojrzała na niego pytająco, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Pierścionek, zostawiłaś go u Niall'a w łazience. - ujął jej dłoń i delikatnie wsunął go, na palca.
-Czemu nie oddałeś mi go u Niall'a? - spytała, nieco bardziej zarumieniona.
-Bo chciałem Cię jeszcze raz zobaczyć...

Elizabeth siedziała na krześle, w salonie i czekała, aż lekarz wyjdzie z pokoju, w którym bada Liam'a.

-Ma gorączkę i kaszel... grypa. - stwierdził, zdejmując rękawiczki z dłoni i wkładając je to torby. - Musi dużo pić wody i stosować ten syrop. - podał jej karteczkę z nazwą leku.
-To tyle? - spytała zdziwiona, z jakim niezaangażowaniem mężczyzna podchodzi do pacjentów.
-A i gdzie macie łazienkę? - poprawił okulary na nosie.
-Za ile będzie mógł powrócić do pracy? - spytała jeszcze.
-Minimum dwa tygodnie. To gdzie ta łazienka? - dopytywał.
-Tam! - wskazała na drzwi, którymi weszła do tego domu, a ten mężczyzna miał nimi wyjść. – Do widzenia. - wymusiła uśmiech, machając mu. - Głupek. - wymruczała, wchodząc do pokoju.
Chłopak zaśmiał się lekko.
-Masz dwa tygodnie wolnego. - oznajmiła. - Potrzebujesz czegoś? - usiadła koło niego.
-Nie. - odparł, uśmiechając się lekko.
-Pójdę do apteki kupić syrop. Dasz sobie radę? 
-Nie musisz... - złapał ją za rękę, kiedy chciała wstać.
-Ale chcę. - uśmiechnęła się. - Jakby, co to dzwoń. - wyszła z pokoju, słysząc potwierdzenie.
Podobało mu się, że ktoś się opiekuje, że jest dla kogoś ważny. Kiedyś nie miał wielu przyjaciół, jednego tatę...a teraz ma ich mnóstwo.





środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział VIII

Za oknem było jeszcze ciemno, kiedy Elizabeth wstała, oczywiście przy pomocy budzika. Szurała krowami - swoimi kapciami, o swój duży, czarno-kremowy dywan, który leżał koło jej dużego łóżka, tak, że jak z niego schodziła, poczuła pod stopami miękki puch. Poczłapała do kuchni, jak kaczka. Zaparzyła sobie herbatę i zrobiła płatki czekoladowe. Zjadła je i popiła ciepłym napojem. Umyła się i doprowadziła do ładu, po czym ubrała w dresy, a włosy związała w wysoki kucyk.
Lekko uchyliła drzwi, od kuzynki pokoju, ale jej tam nie było. Pozostał taki jak wczoraj Lucy go opuściła. Pewnie jeszcze została, pomyślała Wiewiórka. Wyszła z mieszkania, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Liam już na nią czekał, w umówionym miejscu. W granatowej bluzce i luźnych, siwych dresach.
-Spóźniona. - oznajmił.
-Mi też miło cię widzieć. - uśmiechnęła się lekko, spoglądając na ekran telefonu. - O jedną minutę. - zauważyła.
-Ale spóźniona. - wystawił jej język.
Najchętniej złapałaby go i wykręciła.
-Biegniesz? - spytała, odwracając się do tyłu, aby spojrzeć na blondyna.
Uśmiechnął się zadziornie i ruszył jej krokami.

W tym domu nie słychać było żywej duszy, każdy jeszcze spał, albo próbował. Nikt nie znajdował się tam gdzie powinien. Przebojowa Eleanor, pozwoliła sobie na trochę więcej niż dotychczas i zasnęła wraz z Josh'em i Niall'em w łazience, w wannie. Natomiast jej partner wybrał sypialnię, którą dzielił z Harry'm, który mamrotał pod nosem, przez sen "Louis! Jesteś niedobry!" i nikt nie wiedział, co ma na myśli.

Lucy przekręciła się na drugi bok, kładąc dłoń na pościeli i lekko ją ściskając. Potarła jedną nogę o drugą i powoli podniosła ciężkie powieki. A kiedy już to zrobiła, okazało się, że nie przytula się do kołdry, tylko torsu Zayn'a i nie ściska pościeli, tylko jego tyłek, który zasłaniały tylko bokserki Calvin'a Klein'a. Odsunęła się od niego, bezdźwięcznie, z wielkimi rumieńcami na policzkach. Ona na szczęście była w ubraniach. Ledwo co go znała i nie chciała robić tego za pierwszym spotkaniem, nawet z takim przystojniakiem. Może zrobił dla mnie striptiz, zachichotała na samą tą myśl. Kurwa, czemu ja nic nie pamiętam?! Walnęła się z dłoni w głowę, która nagle zaczęła ją boleć.
Zeszła na dół, pozwoliła zajrzeć sobie do lodówki, nalała sobie coli, po czym ją wypiła.
-Cześć. - po schodach, tak bardzo chwiejnym krokiem jak wczoraj wieczorem, zeszła Eleanor.
-Cześć. - Lucy uśmiechnęła się lekko, bo tylko na tyle było ją stać. - Wiesz, gdzie może Niall ma jakieś tabletki na ból głowy, albo czy w ogóle ma? - spytała, gdy brunetka usiadła koło niej.
-A on ma w ogóle coś takiego jak tabletki? - zaśmiała się, po czym kaszlnęła. - Ale jeśli tak, to powinny być tutaj. - podeszła do jednej z półek, nad blatami. - Są. - wyjęła aspirynę i dała jedną tabletkę koleżance, a drugą sobie. Połknęła ją, po czym popiła wodą.
-Dzięki. - uśmiechnęła się lekko.
-Która w ogóle godzina? - spytała, patrząc jak za oknem słońce góruje na niebie.
-Pierwsza po południu. - oznajmiła dziewiętnastolatka, ziewając. 
-Och! - jęknęła, podrywając się z miejsca. - Musze obudzić Louis'a, za półtora godziny muszę być u kosmetyczki. - nagle dostała dawkę energii i wbiegła po schodach, na górę.
-Nigdzie nie jadę. - Louis zaspany, schodził na dół, a brunetka za nim.
-Louis. - przytuliła się nie niego, mówiąc słodko i trzepocząc rzęsami. - Proszę...
-Nie. - odpowiedział stanowczo. - Mam kaca. - wytłumaczył.
-No proszę. - dalej go przekonywała, wsuwając dłoń, pod gumkę jego bokserek. - Proszę. - powtórzyła.
-Nie. - jeszcze raz powiedział. - Możesz wziąć samochód, a najlepiej jechać taksówką.
-Nie to nie. - oburzona, wysunęła rękę i nadepnęła na jego stopę. Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a drugą oparła na biodrze.
Wyjął kluczyki z kieszeni i podał je jej. Spojrzała na niego zdziwiona, dalej zdenerwowana. Poruszała palcami, oczekując coś jeszcze. Chłopak sięgnął po portfel, otworzył go i wyciągnął z niego kartę kredytową, którą również jej dał.
-Dziękuję. - uśmiechnęła się sztucznie i skierowała się w stronę drzwi frontowych.
-Cześć. - pomachała do Lucy, uśmiechając się szeroko.
-Tylko przyjedź po mnie! - krzyknął brunet.
-Tak, tak. - machnęła obojętnie ręką i wyszła.
Chłopak usiadł zrezygnowany. Kochał ją i chciał dla niej jak najlepiej. Troszczył się o nią i pragnął, aby miała wszystko o  czym zamarzy, ale to wszystko miało także swoje minusy, których się nie spodziewał.

W mieszkaniu dziewczyn pachniało wanilią i ciastem czekoladowym, które właśnie piekło się w piekarniku. Elizabeth uwielbiała zapalać świeczki i siedzieć w ciszy, w spokoju, czytając książkę.

Siedziała w swoim skromnym pokoju. Urządziła je tak jak chciała. Duże, miękkie łóżko, z niebieską pościelą, w chińskie znaki, które stało pod ścianą, obklejone czarno-białą tapetą w kwiaty. Na przeciwko niego stała kremowa komoda, która wtapia się w nieco ciemniejszy odcień ściany. W kącie znajduje się duża szafa, w której wisi większość jej ubrań, a za raz przy niej jest okno, z widokiem na sąsiedni budynek. Koło drzwi jest biurko i regał, na którym trzyma książki album, ze zdjęciami najbliższych.
A ona czekała na kuzynkę, z myślą co ona może robić do czwartej po południu u Niall'a.
Drzwi się otworzyły, a ona natychmiast poderwała się z miejsca.
-Lucy. - uśmiechnęła się na widok kuzynki. - Jak tam, wasza impreza? - zaśmiała się, wymachując śmiesznie rękoma.
-Dobrze, wszyscy skacowani.
Drzwi, znowu ktoś popchnął, tym razem mocniej, a do mieszkania wbiegł Andrew, z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ale on boski! - pisnął, kładąc dłonie na piersi.
Dziewczyny spojrzały na niego pytająco.
-Zayn! - krzyczał - Widziałem go w gazetach, telewizji, ale na żywo jest jeszcze bardziej seksi! 
-Zayn? - tym razem Elizabeth rzuciła pytające spojrzenie Lucy, chichocząc z reakcji Andrew'a.
-Odprowadził mnie. - wytłumaczyła.
Wiewiórka uśmiechnęła się szeroko, co przestraszyło Lucy.
-Zayn... - wydyszał chłopak.
-Masz Jeremy'ego! - wrzasnęły.
Machnął obojętnie dłonią, a na jego twarzy dalej gościł szeroki uśmiech.




wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział VII

Po zamówieniu jedzenia w McDonald’zie, wszyscy pojechali do domu Niall'a. Mieszkał w małym domku, czasem zapraszał tam kumpli i robił imprezę i taki właśnie też miał zamiar dzisiaj. Zadzwonił do Josh'a, Harry'ego, Zayn'a i Louis'a wraz z Eleanor.
Kuzynki i dwóch przyjaciół, jeszcze bez ekipy imprezowiczów, usiedli w salonie i zaczęli zajadać się przekąskami, które kupili.
-Więc... - zaczął farbowany blondynek - Po co przyjechałyście do Londynu?
-Wyrwać się, spełnić marzenia... - zaśmiała się Lucy, jedząc frytki.
-Ja z taką samą myślą szedłem na przesłuchanie do X-Factor'a, no i proszę... - rozłożył ręce, usiłując pokazać,  co osiągnął. 
-Przez przesłuchanie, poznałem bandę debili. - zaśmiał się Liam, wciągając przez słomkę napój.
Dziewczyny się zaśmiały i usiadły wygodnie na kanapie. One wraz z Liam'em jeszcze zajadały się frytkami, ale chudy, lekko umięśniony Niall już wszystko pochłonął. Lubił jeść, i każdy już o tym wiedział, a dziewczyny właśnie się o tym przekonały.
-Skoczę do piwnicy po piwo. - oznajmił farbowany blondynek, podnosząc się z miejsca.
-Pomogę Ci. - Lucy wstała i poszła wraz z osiemnastolatkiem.
Elizabeth usiadła tak, aby widzieć lepiej Liam'a. Uśmiechnęła się lekko i dlatego, że jest towarzyska, zaczęła rozmowę.
-No, Liam... - szturchnęła go łokciem.
Odwzajemnił jej uśmiech i usiadł tak, aby ją widzieć.
-Opowiedz coś o sobie. - wciągnęła słomką napój i czekała, aż chłopak coś powie, tak jakby oglądała dobry film i nadchodził decydujący ruch, ale to nie był film, tylko chłopak.
-A co chciałabyś wiedzieć? - podniósł pytająco jedną brew, co wywołało u niej chichot.
-Najpierw coś prostego. - zażądała.
-Nazywam się Liam James Payne i mam osiemnaście lat.
-Coś jeszcze? - dopytywała się.
-Teraz ty, opowiadaj. - wystawił jej język.
-Nazywam się Elizabeth Black i mam osiemnaście lat. - zaśmiała się lekko i upiła napoju. - Opowiadaj...! - pośpieszyła go.
-Hm... - zastanowił się. - Jestem członkiem zespołu 'One Direction".
-To wiem, coś innego. - poprosiła go.
Tym razem zastanowił się jeszcze dłużej.
-Mam wspaniałą dziewczynę Danielle. - uśmiechnął się, na samą myśl o jej burzy loków.
-Jestem wolna, nieposzukująca.
-Dobrze... mam dzisiaj na sobie czarne bokserki. - zaśmiał się.
-Ja mam... - walnęła się dłonią w czoło. - Muszę?
-Tak. - uśmiechnął się szeroko.
-Białe, koronkowe bokserki. - zaśmiała się, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. - Długość mojego kciuka wynosi sześć centymetrów. - tym razem to ona wystawiła mu język.
-Długość mojego kciuka wynosi osiem centymetrów. - pokazał swojego kciuka.
Szybko policzyła osiem razy trzy i z wrażenia szczęka by jej opadła, gdyby się nie opanowała.
-Dwadzieścia cztery?!
Wzruszył ramionami, sugerując, że nie wie, o czym ona mówi, a zamiast oczu, miał dwie, podłużne linijki.
-Moja miseczka od biustonosza to C. - powiedział już całkiem opanowany.
-Kłamiesz! 
-Nieprawda! - udał, że poprawia swoje piersi. - Mów!
-Nie! Ja się z tobą nie bawię, ty kłamiesz! - złożyła ręce na biodrach i udała obrażoną.
-Oj... Elizabeth Black. - przytulił ją do siebie. - Nie czujesz tego C?
Do pokoju weszła Lucy wraz z Niall'em z piwami w koszyku.
-Nas nie było dwie minuty, a oni już tu się przytulają! - Horan wskazał na dwójkę, siedzących na kanapie, którzy się obejmowali.
-No! - brunetka przyznała mu rację. - Kochani nie tak szybko, spokojnie. Mamy jeszcze czas, przed nami cała noc. - zaśmiała się.
-On kłamie! - Wiewiórka wskazała na blondyna.
-Nie prawda. - uparty cały czas mówił to samo.
-Prawda!
Wszyscy usiedli na kanapie i wpatrywali się w telewizor.

Lucy spojrzała w stronę drzwi i kiedy zza nich wyszedł  Josh, Harry i Zayn, jej wzrok utkwił tylko na mulacie. Chwyciła mocno za rękę kuzynkę, która momentalnie spojrzała na nią pytająco. 

- Trzymaj mnie, bo się zsunę. – wyszeptała i ścisnęła mocniej rękę Elizabeth. 
- Uspokój się, to zwykli chłopacy. 
- Zwykli!? – wrzasnęła i zdała sobie sprawę, że wszyscy właśnie patrzą na nią. 
Spojrzała na piątkę chłopaków, którzy w tym momencie mieli wbity wzrok w nią. Uśmiechnęła się nieśmiało i drżącą ręką poprawiła włosy, które upadły na jej spocone czoło. 
- Musze do łazienki. – wstała i weszła w pierwszy korytarz. 
- Prosto i w lewo! – usłyszała za sobą głos Niall’a. 
Oparła się o ścianę i głośno wypuściła powietrze. Nagle do jej uszu doszedł niepokojący odgłos – kroki. Poprawiła bluzkę, która podniosła się za jednym ruchem, kiedy znowu poprawiała włosy i zauważyła Zayn’a idącego w jej stronę. 
- Coś się stało? – spytał i przystanął obok niej. 
Spojrzała na jego dłoń, którą trzymał blisko jej własnej a potem na jego twarz. 
- Zgubiłam się. – odpowiedziała i skupiła wzrok na czubkach swoich butów. 
Malik się zaśmiał, okrążył ją i otworzył drzwi obok, których się zatrzymała. 
- Wejdę po tobie. – uśmiechnął się i przepuścił ją w drzwiach. 
Weszła do środka, ledwo trzymając się na nogach i podparła się o umywalkę. Zdjęła pierścionek, który miała na dłoni i położyła go obok, po czym przemyła twarz zimną wodą. Uniosła głowę do góry i spojrzała na swoje odbicie w lustrze, a potem na odbicie drzwi, za którymi stał jeden z członków zespołu. 
- Boże! – pisnęła i chwyciła się za usta, kiedy zza drzwi usłyszała śmiech.

-Gdzie wy byliście, jak Was nie było? - Niall spytał Louis'a i Eleanor, jakby miał połamany język, przez dużą dawkę alkoholu.
-Zajechaliśmy po drodze do sklepu. - oznajmił. - Eleanor kupiła piwo owocowe, dla siebie i dziewczyn. - uśmiechnął się.
-Eleanor. - szczupła brunetka podeszła do Wiewiórki, witając się z nią. - Proszę jabłkowe. - podała jej piwo.
-Elizabeth. - przedstawiła się. - Nie dziękuję, nie mam ochoty. - wytłumaczyła.
-Ok. - Eleanor otworzyła puszkę i wzięła łyk owocowego alkoholu.
-O, a to Lucy. - zachichotała, widząc bladą kuzynkę. - Nic Ci nie jest? - spytała opiekuńczo, poprawiając jej włosy.
-Lucy. - przywitała się z brunetką.
-Eleanor.
Wiewiórka rzuciła jej pytające spojrzenie.
-Tylko mnie trochę głowa boli. - uśmiechnęła się lekko, masując skroń. - Wezmę. - złapała piwo, przechyliła je i wzięła kilka, dużych łyków.

Elizabeth usiadła na fotelu i przyglądała się znajomym. Eleanor wymieniała Lucy, co ostatnio Louis jej kupił, a ona udawała, że ją słucha, a tak naprawdę piła piwo i zerkała na Malik'a, co on odwzajemniał. Harry opowiadał Louis'owi, jakie ostatnio laski widział, a on się z niego śmiał. A Niall pokazywał coś swojemu przyjacielowi Josh'owi w nowym telefonie, a Liam oglądał telewizję.

Wiewiórka nie była bardzo zainteresowana tą "imprezą". Lubiła te towarzystwo, chodź ich dopiero poznała, ale nie umiała się w nim odnaleźć, raczej nie chciała.
"Ja idę" - napisała sms'a do kuzynki, chodź siedziała pięć kroków od niej.
"Czemu?" - odpisała, marszcząc brwi z ciekawości.
"Nie mam, co tu robić... w domu wezmę się za czytanie książek" - wystukała szybko na klawiaturze qwerty.
"Iść z tobą?"
"Nie. Widzę jak patrzysz na Zayn'a. Po cichutku wyjdę i nikt nie zauważy." - uśmiechnęła się szeroko.
Podniosła się z fotela i poszła w stronę łazienki, skręciła do kuchni i wyszła tylnimi drzwiami. Zapadł już zmrok, na niebie świeciły gwiazdy, ale nie było ich wiele, bo większą część zasłaniały chmury. Naciągnęła sweter, tak, aby zasłonić goły dekolt. Chłodny wiatr uderzał w jej twarz, co dało ciarki na ciele i gęsią skórkę. Obeszła dom i wyszła na chodnik. Nie wiedziała, w którą stronę iść, więc ruszyła w lewą, bo tak podpowiadała jej intuicja.
Lampa na skrzyżowaniu migała, a ona poczuła się jak dziewczyna z jakiegoś badziewnego horroru, która idzie sama po północy, po jednej z ulic, gdzie nikogo nie ma.
-Buch!
Podskoczyła, gdy poczuła na swych barkach duże, silne dłonie. Niepewnie odwróciła się. Uśmiechnęła się lekko, na widok chłopaka, dalej nieco przestraszona.
-Wystraszyłeś mnie! - walnęła go, z pięści w ramię.
-Przepraszam. - Liam potarł obolałe miejsce. - Co tak uciekłaś? - spytał po chwili.
-Nudziło mi się, dlatego postanowiłam pobłądzić po Londynie. - zaśmiała się.
-Pobłądzić? - również się zaśmiał. - A mogę się przyłączyć?
-Jesteś dość umięśniony. - palcem podźgała jego bicepsy, które ukrył pod bluzką. - Tak. Będziesz mógł chronić mnie przed jakimiś potworami, czy kimś tam. - zaśmiała się jeszcze głośniej.
-Dobrze. - wybuchł śmiechem.
-Chyba, że jesteś jednym z nich?!
-Nie. - zaprzeczył. - Jestem tym dobrym, co ratuje ludzi z niebezpieczeństwa.
-Jeśli jesteś tym dobrym, to zaprowadź mnie na Chelsea. - uśmiechnęła się lekko.
-Chodź. - ruszył, a ona za nim.

-Jesteśmy. - uśmiechnął się tryumfalnie.

-Chodź, zrobię Ci ciepłej herbaty, mam ciasteczka.. - zachęcała go.
-Nie, muszę wracać mam trochę daleko do domu. - tłumaczył się, ale ją i tak to nie przekonało.
-Chodź! - złapała go za rękę o pociągnęła w stronę wejścia, do kamienicy.
Przekręciła klucz w zamku i otworzyła drzwi. Zapaliła światło.
-Wejdź. - podeszła do drzwi na przeciwko. - Andrew nie ładnie, to tak! - krzyknęła, bo wiedziała, że chłopak stoi pod drzwiami i patrzy przez Judasza.
-Układam buty! - skłamał, dalej stojąc w tym samym miejscu.
-Pedancik się znalazł. - prychnęła śmiechem i wróciła do Liam'a. - Kolega. - wytłumaczyła, wstawiając czajnik z wodą.
-Kolega? - dopytywał.
-Tak, troszczy się o nas.- zaśmiała się. - I jest bardzo ciekawski.
Zaparzyła ciepłą herbatę dla siebie i jego. Usiedli na przeciwko kominka, który sami przed chwilą rozpalili. Zapach mięty, roznosił się nad ich głowami, którą z przyjemnością wąchali.
-Biegasz? - spytała zainteresowana.
-Tak. - uśmiechnął się.
Bo przecież, skąd wzięłyby się takie mięśnie, pomyślał.
-Mogłabym się przyłączyć, proszę. - złożyła dłonie do modlitwy. - Muszę pozbyć się parę kilo. - wytłumaczyła.
-Nie masz, czego się pozbywać. - zaśmiał się, chodź dla niej to nie było śmieszne i on o tym wiedział. - A będziesz codziennie gotowa na piątą rano?
-Będę. - uśmiechnęła się szeroko.
-Więc tak. Jutro o piątej pod kamienicą. - wziął łyk herbaty, a jego uśmiech nie schodził mu z twarzy.





poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział VI

Siedziały na kanapie, oglądając jakiś romans, jedząc popcorn i popijając go colą. Ktoś szybko zapukał do drzwi i bez pozwolenia wszedł, Andrew. Stanął za raz za stolikiem, zasłaniając dziewczynom telewizor. Założył ręce na pierwsi i czekał, aż otrzyma od nich wyjaśnienia.
-Ej! - krzyknęły równocześnie, wymachując rękoma, aby odsłonił ekran.
-My chcemy oglądać! - dodała Lucy, rzucając w niego popcornem.
-Odsunę się, jeśli mi, któraś powie, co to za chłopak, podwiózł was i czemu Wiewiórka  tak długo z nim siedziała w samochodzie!
Zaśmiały się obydwie.
-To Niall Horan...
-Niall Horan?! - pisnął zdziwiony, łapiąc się za głowę.
-Przecież mówiłam Ci, że to on ma moją torbę! - krzyknęła Elizabeth, popychając go na fotel.
-Ale nie sądziłem... - zastanowił się przez chwilę - O w mordę!
-No i więc... wymieniliśmy się tymi torbami i poszliśmy na basen. - wytłumaczyła, patrząc z przerażeniem na Andrew'a, który z zainteresowania obgryzał paznokcie.
-Widziałaś jego...?
-Nie zboczeńcu! - przerwała mu, rzucając w niego pilotem.
-Och, no! Chciałem tylko wiedzieć. - bronił się, poprawiając na sobie sweterek.
-Nie, tylko mu trochę odstawał  z zimna. - zażartowała Lucy.
-Trochę. - zaśmiała się Wiewiórka, pokazując ile.

Film już się skończył. Bohater umarł w wojnie, pozostawiając swoją żonę w  ciąży, samą.

Elizabeth schowała twarz w fioletowej poduszce, od kanapy, płacząc. Ona zawsze płakała na smutnych filmach, jest uczuciowa, ale potrafiła pokazać pazurki, a jeśli kogoś bardzo nie lubiła, w ogóle nie wiedziała, co to są "uczucia".
-Idę wziąć prysznic, i idę spać. - wydyszała w końcu, połykając słone łzy. Podniosła się ciężko z kanapy i ruszyła do łazienki.
Za oknem błysnęło i zagrzmiało, jakby piorun strzelił w drzewo za raz przed kamienicą.
-Burza! - Andrew krzyknął przeraźliwie.
-Boisz się? - spytała zdziwiona Lucy.
Pokiwał twierdząco głową jak małe, niewinne dziecko.
-Mogę u was zostać, do póki ona się nie skończy? - uśmiechnął się lekko, dalej przestraszony.
-Tak. - dziewczyna zachichotała cicho.
-Mogę z tobą? - poprosił.
-Dobrze.

4 dni później


Niall tego dnia chodził bez koszulki i spodni, po domu. Pogodynka znów zapowiadała burzę, dlatego było tak ciepło. 

Chłopak wziął szybki prysznic i ubrał na siebie czyste, pachnące ubrania. Wsiadł do samochodu i pojechał do przyjaciela.
Zapukał do drewnianych drzwi. Lekko się uchyliły, a zza nich wychyliła się głowa blondyna.
-Wpuszczaj mnie. - popchnął drzwi i wszedł sam do środka.
Po domu roznosił się zapach smażonej jajecznicy z bekonem i drogie perfumy Danielle.
-Czy ty wiedziałeś, że ja przyjdę i zrobiłeś dla mnie jedzenie?! - uśmiechnął się szeroko i ruszył do kuchni.
Usiadł na krześle, przy wysokim blacie i czekał, aż Liam poda mu porcję jajecznicy.
-Mi też miło Cię widzieć. - wymusił uśmiech i stanął przy kuchence.
Nad ich głowami wirował wiatrak, ale mimo tego blondyn siedział w czarnych bokserkach.
-Gdzie Danielle? - spytał zaciekawiony Niall.
-Wyjechała do Los Angeles. - powiedział, bełtając jajka. - Będzie tańczyć w amerykańskim X-Factor'ze. - wytłumaczył, krzywiąc się.
-Uuu... - chłopak oddał okrzyk niezadowolenia. - To jej długo nie będzie. - stwierdził.
-Tak. - odpowiedział krótko. - Już gotowa. - powiedział po chwili, uśmiechnął się sztucznie, nakładając sobie i przyjacielowi jajecznice.
-Och, stary. - farbowany blondynek poklepał go po ramieniu. - Dasz sobie radę, wróci jak nie za dwa, to za trzy, albo cztery miesiące.
-Przestań! - walnął go z łokcia.
-No dobra, dobra... - wziął się za jedzenie jajecznicy.
-A tak w ogóle, po co do mnie przyszedłeś? - spytał zdziwiony, popijając jajecznice, wodą.
-Pomyślałem, że może chciałbyś wybrać się ze mną na basen, wziąłbym ze sobą jeszcze dziewczyny. - uśmiechnął się.
-Jakie dziewczyny?!
-Elizabeth i Lucy. Ostatnia je poznałem, są super… - wyjaśnił blondyn, ruszając śmiesznie brwiami.
Liam rozejrzał się, z krzywą miną.
-No, w końcu nie mam, co robić... - zauważył.

W domu kuzynek wiatraki nie miały dzisiaj odpoczynku. Lucy leżała na kanapie, a w jej twarz dmuchało chłodne powietrze. Wzięła w dłoń zimną puszkę coli i zaczerpnęła łyk.

Do drzwi ktoś zapukał, aż podskoczyła. Wstała, poprawiła na sobie czarną, luźną bluzkę i leniwym krokiem poszła otworzyć.
-Cześć. - uśmiechnęła się szeroko, widząc dwóch osiemnastolatków. - Proszę, wejdźcie. - zaprosiła ich do środka.
-Jestem Liam. - wysoki blondyn podał jej dłoń, którą uścisnęła.
-Lucy.
-Jest Elizabeth? - spytał Niall.
To pytanie powaliło na łopatki brunetkę. Elizabeth masz nowego wielbiciela, pomyślała, a na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Ale ona nie miała racji, osiemnastolatek nie szuka sobie dziewczyny, „jeśli będę gotowy na miłość, to ona sama do mnie przyjdzie" - twierdzi.
-Właśnie jest w... - oparła się o drzwi - w łazience. - dokończyła, podnosząc głos, aby kuzynka ją usłyszała. Walnęła stopą w drzwi, za którymi brała prysznic.
-Nie chciałybyście może wybrać się z nami na basen? - spytał i uśmiechnął się.
Liam usiadł wygodnie na kanapie, i oglądał film dokumentalny na Discovery, który przed chwilą oglądała Lucy.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę.
-Poszłabym. - uśmiechnęła się lekko. - Ale nie wiem jak Elizabeth! - krzyknęła imię kuzynki w stronę drzwi i znów je kopnęła.
-Już, za raz wychodzę wariatko! - wiewiórka zdenerwowana krzykami Lucy, rzuciła szczoteczkę do kubeczka i zaczęła płukać zęby.
Codziennie myła zęby minimum trzy razy, inaczej dostawała szału.
Tylko, żeby się ubrała, pomyślała brunetka. Osiemnastolatka czasami zapominała ubrań i szła do swojego pokoju w samej bieliźnie. Tylko nie teraz... prosiła Lucy.
-Już. - oznajmiła Elizabeth, wychodząc z łazienki, przy czym popchnęła kuzynkę. - Siermięga. - zaśmiała się z niej.
-Cześć. - Niall zachichotał.
Dziewczyna nieco zawstydziła się na widok niespodziewanych gości, ale na szczęście miała na sobie ubrania.
-Hej. - uśmiechnęła się lekko. - Miałeś zadzwonić. - wspomniała.
-Przepraszam. Mam nadzieję, że nie masz nic w planach, bo chcielibyśmy wyrwać was na basen. - wyjaśnił.
-Basen? -zdziwiona podrapała się po głowie.. - Y.. Liam? - spytała, bo nie była pewna imienia blondyna o czekoladowych oczach.
-Liam. - potwierdził, uśmiechając się olśniewająco i podając jej dłoń.
-Elizabeth. - odwzajemniła jego uśmiech i uścisnęła jego męską, dużą dłoń. - Więc, Liam jest niezabawnym towarzystwem?
-Nie zaprzeczam. - zaśmiał się, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.
-Ej! - krzyknął oburzony.
Blondynek wzruszył ramionami, uśmiechając się szeroko.

-Ten jest większy. - Elizabeth szepnęła do Lucy, kiedy chłopacy byli w wodzie.

-Może i jest, ale nie. - pomachała przecząco głową, krzywiąc się.
-Czemu? - wiewiórka spytała zdziwiona.
-Bo ma dziewczynę. - odpowiedziała krótko, a kuzynka już o nic nie wypytywała. - A po za tym nie gustuje w takich! W każdym razie idziesz się jeszcze pokąpać?
-Nie, poopalam się jeszcze. - uśmiechnęła się, zakładając na nos, czarne okulary przeciwsłoneczne.

Kąpali się do samego zamknięcia basenu - do dziesiątej wieczorem. Na niebie lśniły już pierwsze gwiazdy, a oni mokrzy szli do samochodu.

-Mogę autograf? - spytała przechodząca po chodniku dziewczyna, podbiegła do chłopaków, wyjmując z torby długopis, kawałek kartki i telefon, aby zrobić sobie z nimi zdjęcie.
-Idźcie do samochodu, zaraz przyjdziemy. - oznajmił Liam.
Zrobiły to, co kazał wzięły kluczyki od Niall'a i poszły do auta. Obydwie usiadły z tyłu.
-Przepraszamy. - farbowany blondynek tłumaczył, kiedy już odpalał silnik.
-Nie, jest ok. Jesteście gwiazdami. - Elizabeth uśmiechnęła się.
-Och, i tak przepraszam. - westchnął. - Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny. Jedziemy do McDonald'a. - uśmiechnął się od uch do ucha i wyjechał z ogromnego parkingu.